Reklama

W wolnej chwili

Zmierzył „cząsteczkę życia”

O sztuce, tlenku azotu i rewolucji w kardiologii z prof. Tadeuszem Malińskim rozmawia Piotr Grzybowski.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Piotr Grzybowski: Panie Profesorze, zacznijmy od początków...

Prof. Tadeusz Maliński: Urodziłem się w Śremie, 40 km od Poznania. Ciągle wracam tam wspomnieniami, bo młodość, choć w trudnych czasach, należała do najpiękniejszych okresów mojego życia. Tam, dosyć wcześnie, zafascynowałem się sztuką. Zacząłem malować i rysować na podobno dobrym poziomie, nie jak dziecko, więc można powiedzieć: profesjonalnie, używając, oczywiście, materiałów, które były wtedy dostępne, np. zamiast pędzli malarskich – pędzli do golenia lub innych. Udawało się realizować całkiem porządne scenografie.

Dlaczego więc nie wybrał Pan studiów z zakresu sztuki?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

To były zupełnie inne czasy. Wówczas w całej Europie na wydziały sztuki przyjmowano bardzo małą liczbę studentów, którzy mieli pracować z mistrzami. Technicznie byłem prawdopodobnie wystarczająco dobry, dlatego złożyłem podanie o przyjęcie do poznańskiej Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych, ale równocześnie tzw. podanie rezerwowe na Uniwersytet Adama Mickiewicza, na Wydział Chemii. Nie lubię się angażować w projekty, które od początku są dla mnie stracone, dlatego podszedłem do tego całkowicie pragmatycznie, choć nie było żadnego racjonalnego uzasadnienia, i wybrałem chemię. Nie zostałem profesjonalistą w dziedzinie, którą kocham najbardziej, a którą jest sztuka.

Reklama

Jak się potem okazało, Pański wybór stał się ważny dla ludzkości.

Skończyłem chemię, rozpocząłem doktorat na Politechnice Poznańskiej i jednocześnie wykładałem sztukę i technikę, naukę o materiałach i technologiach dla studentów V roku wydziałów sztuki. Już wtedy mówiliśmy o wykorzystaniu mikrosensorów do badania dzieł sztuki.

Doktorat Pana Profesora, według ekspertów, wyprzedzał naukę w Polsce i na świecie o 15-20 lat...

Doktorat i badania dotyczyły pomiarów lepkości w preparatach krwiozastępczych. Albert Einstein twierdził, że najważniejsza jest wyobraźnia, a ja zawsze miałem bardzo dużą wyobraźnię, stąd może łatwość angażowania się w projekty, które potem okazywały się odkrywcze. Przyjąłem zasadę amerykańskiego naukowca Ernesta Rutherforda: „Liczy się tylko fizyka, wszystko inne jest jak zbieranie znaczków”, i tej zasady się trzymałem. Kiedy zaczynałem jakiś projekt, nie mógł on być wbrew prawom fizyki i musiał dawać perspektywy wykorzystania dla nauki, dla medycyny.

W 1979 r. otrzymał Pan Profesor zaproszenie na Uniwersytet Michigan. Jak Pana przyjęła Ameryka?

Reklama

Ameryka – zwłaszcza w nauce, ale też w dziedzinach artystycznych – jest bardzo brutalnym krajem. Oni zapraszają naukowców z całego świata, przyznają im stypendia, ale wymagają, żeby za te pieniądze dać im jak najwięcej, a w Ameryce to „najwięcej” oznacza więcej, niż wydaje się możliwe. To jest motyw, który napędza amerykańską naukę. Ja przyleciałem z dwoma kolegami z różnych krajów i mieliśmy kilka dni na zaprezentowanie planów, co chcemy robić. Z tej grupki zostałem tylko ja... Pracowałem nad kwasami rybonukleinowymi. Na tamte czasy to były całkiem nowe badania. Miały dostarczyć informacji na temat przeniesienia elektronu w kwasach nukleinowych, czyli dotyczyły procesu redukcji i utleniania kwasów. Teraz wiemy, że są to badania zasadnicze dla genetyki, mogące wpływać na jakość genów, np. długość życia.

W tamtych latach rozpoczął Pan Profesor badania nad tym, co później miało się okazać kluczowym odkryciem, czyli cząsteczką tlenku azotu...

Tak. To jest cząsteczka bardzo podobna do cząsteczki tlenu, ale to ona jest kluczowa dla życia. Uważa się, że tlenek azotu jest trucizną – i to jest prawda. Kojarzenie go z żywymi organizmami, z życiem człowieka wydawało się zatem kompletnym absurdem, nikt więc nie zwracał uwagi na jego możliwą obecność w ludzkim organizmie. W 1982 r. prof. Robert Furchgott pracował nad kurczeniem i rozkurczaniem naczyń krwionośnych. Przez błąd techniczny, przypadkowo, odkryto, że w naszych naczyniach istnieje „coś”, co powoduje ich rozkurczanie, ale nie można było tego zidentyfikować. Nazwano to „coś” endothelium-derived relaxing factor – czynnikiem wydzielanym w komórkach śródbłonka. Tych komórek jest kilkaset m2. Wyściełają one cały nasz układ krwionośny, łącznie z sercem, i pełnią w naszym organizmie biologiczną funkcję teflonu, który reguluje średnicę naczyń, a jednocześnie zapobiega przyklejaniu się czegokolwiek do ścian naczyń. Jeżeli ten mechanizm nie działa dobrze, to wtedy przyklejają się cholesterol, komórki rakowe, wirusy – w tym znany ostatnio wszystkim koronawirus czy wiele innych groźnych dla organizmu.

Panu Profesorowi udało się zmierzyć tę „cząsteczkę życia”.

Reklama

To były odkrycia lat 80. ubiegłego wieku. W tym czasie nie mogłem jednak kontynuować badań w USA, ponieważ dostałem z Politechniki Poznańskiej list z pogróżkami, co mi zrobią, jeśli nie wrócę. Więc wróciłem. Tyle że moje laboratoria zastałem ogołocone i rozgrabione i nie miałem już tu czego szukać. Dostałem natomiast zaproszenie na Uniwersytet Houston, na 3-dniową konferencję. Poleciałem, z tygodniowym prawem pobytu, i tam, w czasie tego wyjazdu, zastał mnie stan wojenny. Badania nad tlenkiem azotu kontynuowałem już po przeniesieniu z Houston na Uniwersytet Oakland. Wtedy był taki czas, że tlenek azotu uzyskał rozgłos. Wiele osób starało się publikować prace, w których udowadniało, jak on się porusza, do czego jest przyczepiony. Ja wtedy miałem już urządzenia do pomiarów, które nazywaliśmy mikroczujnikami czy sensorami. To były urządzenia o wymiarach 700-1000 razy mniejszych od średnicy włosa, które zrobiliśmy do analizy obrazów starych mistrzów...

Po raz kolejny krzyżują się drogi Pańskiej pasji i badań naukowych... Czy można zatem powiedzieć, że badanie sztuki przyczyniło się do tego, iż dokonał Pan Profesor wielkich odkryć w zakresie biochemii?

Reklama

Absolutnie tak. Dzięki temu udało się zmierzyć, określić działanie cząsteczki tlenku azotu. To było bardzo ciekawe przejście – od badania dzieł sztuki do medycyny. W latach 90. zrobiliśmy nanosensory do badania obrazów przez pęknięcia w warstwie malarskiej, mieliśmy więc systemy do dokonywania pomiarów medycznych. Nie nazywam tego szczęściem, ale rzeczywiście, kiedy przyszła potrzeba – byliśmy na właściwym miejscu we właściwym czasie. Kiedy okazało się, że tlenek azotu odgrywa tak ważną rolę w układzie krwionośnym, w mózgu, mieliśmy już przyrządy gotowe do zastosowania. W 1990 r. dokonaliśmy pierwszego pomiaru stężenia tlenku azotu w pojedynczej komórce. To było ważne odkrycie, zauważone przez świat – przez wiele, wiele krajów, z wyjątkiem Polski. Stało się „bestsellerem” i do dzisiejszego dnia jest traktowane jako jedno z ważniejszych odkryć w kardiologii. Oczywiście, wywołało to również lawinę badań, ponieważ my zmierzyliśmy i pokazaliśmy, że tlenek azotu, będący trucizną w dużych stężeniach, w małych ma zupełnie inną cechę – żywotność. Uzmysłowiliśmy też sobie, że Alfred Nobel był prawdopodobnie pierwszym pacjentem, który leczył się na serce nitrogliceryną.

No właśnie – dlaczego podajemy nitroglicerynę pod język?

Nitrogliceryna jest metabolicznie przekształcana w tlenek azotu. To jest dosyć duża cząsteczka, która wprowadzona do krwi produkuje przez jakiś czas tlenek azotu. Nie może być jednak przyjmowana stale, ponieważ organizm bardzo szybko się do niej przyzwyczaja i po kilku dniach nie ma już wpływu na serce.

W 2016 r., kiedy prezydent Międzynarodowej Akademii Kardiologii w Bostonie ogłaszał laureatów, okazało się, że świat kardiologii, największych sław, przyznał nagrodę Panu Profesorowi.

Spośród wielu nagród, które otrzymałem, ta jest dla mnie szczególnie znacząca. Nie jestem przecież kardiologiem, nie jestem z wykształcenia lekarzem. W całej historii nagrody jestem pierwszym Polakiem wśród laureatów.

Panie Profesorze, skupiliśmy się na tlenku azotu, a Pańskie niezliczone badania obejmują bardzo szerokie spektrum: choroby genetyczne, zespół Downa, choroby Parkinsona, Alzheimera, witaminę D3 czy frakcje cholesterolu. Podsumowaniem naszej rozmowy niech będą słowa Einsteina: „Wszyscy wiedzą, że czegoś się nie da zrobić. Przychodzi jeden, który tego nie wie – i to robi”.

(śmiech) Bardzo dziękuję.

Prof. Tadeusz Maliński
Urodził się w 1946 r. w Śremie. W latach 1960-64 uczęszczał do tamtejszego Liceum Ogólnokształcącego im. gen. Józefa Wybickiego, gdzie zdał maturę. W latach 1964-69 studiował na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Po studiach pracował na Wydziale Chemii Politechniki Poznańskiej. W 1975 r. obronił pracę doktorską nt. pomiarów lepkości w preparatach krwiozastępczych. W latach 1975-79 pracował na Wydziale Chemii w Poznaniu. W 1979 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Początkowo, przez cztery lata, pracował na Uniwersytecie Michigan w Ann Arbor w stanie Michigan oraz na Uniwersytecie Houston w stanie Teksas. Wkrótce otrzymał stały etat profesorski na Uniwersytecie Oakland w Rochester, w stanie Michigan. Od 1995 r. jest Visiting Profesor Uniwersytetu w Bernie w Szwajcarii, a od 1997r. pełni tę godność na Uniwersytecie Wiedeńskim. W 2000 r. objął zaszczytną imienną profesurę na Uniwersytecie Ohio w Athens, w stanie Ohio.
Otrzymał szereg nagród i zaszczytów w wielu krajach, od Stanów Zjednoczonych po Polskę, w tym: Presidential Medal of Honor od prezydenta USA, Kawalerski Krzyż Orderu Zasługi od prezydenta RP, doktoraty honoris causa Uniwersytetów w Sao Paulo, Wiedniu, Zurychu, Gdańsku, godność Honorowego Członka Polskiego Towarzystwa Lekarskiego.
Był dwukrotnie nominowany do Nagrody Nobla (w dziedzinie medycyny i chemii). Jedną z nagród jest prestiżowa Gemi Award 2003 r. za najbardziej innowacyjne odkrycie w medycynie.

2020-06-24 09:57

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Moneta dla upamiętnienia Cichociemnych

[ TEMATY ]

historia

wspomnienia

nauka

Facebook/Narodowy Bank Polski

16 lutego Narodowy Bank Polski wprowadził do obiegu srebrną monetę dziesięciozłotową „75. rocznica pierwszego zrzutu Cichociemnych”.

Na awersie monety znajduje się skoczek podczas opadania na spadochronie desantowym. Łuki wokół zewnętrznej krawędzi monety symbolizują otwartą czaszę spadochronu, a promieniście schodzące w kierunku środka tarczy linie symbolizują linki otwartego spadochronu.
CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas: zamiast złota, kadzidła i mirry, złóżmy dziś Chrystusowi w darze nasze uczucia

Zamiast złota, kadzidła i mirry, złóżmy dziś Chrystusowi w darze nasze uczucia i powiedzmy Mu szczerze: "Jezu ufam Tobie, Ty jesteś Panem mojego życia" - mówił w uroczystość Objawienia Pańskiego w kościele sióstr wizytek na Krakowskim Przedmieściu metropolita warszawski abp Adrian Galbas SAC.

Wiernym zgromadzonym w świątyni metropolita warszawski przypomniał w homilii, że uroczystość Objawienia Pańskiego to jedno z najstarszych i najważniejszych świąt chrześcijaństwa, starsze nawet niż Boże Narodzenie. - W czasie świąt Bożego Narodzenia czciliśmy Wcielenie, czyli wędrówkę Boga do człowieka. Dzisiaj rozważamy wędrówkę człowieka do Boga. Wędrówkę dwuwymiarową, o której ta uroczystość nam opowiada i do której nas przynagla - powiedział.
CZYTAJ DALEJ

Za nami 14. Lubuski Orszak Trzech Króli

2025-01-06 18:09

[ TEMATY ]

Zielona Góra

Lubuski Orszak Trzech Króli

Karolina Krasowska

Kolejne sceny - z Herodem i z pokłonem Mędrców ze Wschodu odbyły się kolejno przy hotelu Śródmiejskim i zielonogórskim Ratuszu

Kolejne sceny - z Herodem i z pokłonem Mędrców ze Wschodu odbyły się kolejno przy hotelu Śródmiejskim i zielonogórskim Ratuszu

Zielonogórskim deptakiem przeszedł 14. Lubuski Orszak Trzech Króli. Barwne jasełka zgromadziły tłumy. Był czas na manifestację wiary i wspólne rodzinne świętowanie.

Lubuski Orszak Trzech Króli tradycyjnie rozpoczął się Mszą św. w kościele pw. Najświętszego Zbawiciela. Eucharystii przewodniczył pasterz diecezji bp Tadeusz Lityński. - Dzisiejsza uroczystość przypomina zaranie misyjnej działalności Kościoła. Bóg poprzez swoje narodzenie wzywa nas, abyśmy i my wypełniali swoje powołanie, którym jest wskazanie innym drogi do betlejemskiego żłóbka. Jednym z pięknych symboli tej misji przypomnienia prawdy o Bożym Narodzeniu jest właśnie Orszak Trzech Króli, kiedy w sposób barwny, pełen entuzjazmu, nie tylko odtwarzamy wędrówkę Mędrców sprzed 2 tys. lat, ale pokazujemy światu radość płynącą z doświadczenia wiary. Czas Roku Jubileuszowego zachęca nas do widzialnego pielgrzymowania. I to jest to pierwsze „pielgrzymowanie nadziei” w tym roku, by być nadzieją dla innych – podkreślił bp Lityński. – Jak bardzo potrzeba dziś daru uśmiechu, dobrego słowa, wspólnego kolędowania, wspólnej modlitwy. W takich codziennych orszakach trzeba nam zakładać korony, które nie są znakiem władzy, panowania nad kimś, ale miłości i prawdziwej nadziei. Prawdziwy król, mędrzec to osoba, która widzi, że dobrem swojego serca może zatroszczyć się o innych, tak jak Jezus, który nie narodził się dla swojej chwały, ale dla nas. Pokazał, że królem w pełni staje się dopiero w cierpieniu na drzewie krzyża, gdy dał największy dowód swojej miłości – podkreślił pasterz diecezji.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję