Reklama

Aspekty

Widzicie, i koń przemówił

Ta opowieść jest odzwierciedleniem trudnych dziejów Polski XX wieku. Wojna, wygnanie, praca ponad siły i próba poskładania życia na nowo. Historia Tatiany Racinowskiej z Zielonej Góry skupia to wszystko, z czym mierzył się naród polski pod dwoma nieludzkimi totalitaryzmami. Nawet wówczas święta Narodzenia Pańskiego zachowały swój niepowtarzalny urok.

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 51/2019, str. VI

[ TEMATY ]

Boże Narodzenie

wojna

Zielona Góra

II wojna światowa

Ks. Adrian Put

Tatiana Racinowska, a obok jej ślubne zdjęcie

Tatiana Racinowska, a obok jej ślubne zdjęcie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kontakt do p. Tatiany zdobyłem dzięki p. Janinie Krawczyk z Zielonej Góry. Gdy zbliżał się czas pracy nad świątecznym wydaniem naszego tygodnika, podzieliłem się wśród parafian informacją, że szukam tematu na ciekawą opowieść wigilijną. I choć p. Tatianę znałem z widzenia znacznie wcześniej, to nie wiedziałem, że życie tej wspaniałej kobiety kryje tak niesamowite doświadczenia. Wskazany kontakt był strzałem w dziesiątkę.

Rozmowy z domofonem

Ubrany w sutannę i zaopatrzony w dyktafon poszedłem nieumówiony po wieczornej Mszy św., aby porozmawiać z p. Tatianą. Był początek grudnia ok. godz. 19.45. Najpierw pierwszy domofon. Cisza. Chwilę później dzwonię po raz drugi. Chyba bardziej zdecydowanie. – Słucham, odzywa się głos w aparacie. – Z tej strony ks. Adrian. Czy możemy porozmawiać? Pytam głośniej, słysząc, że głos p. Tatiany brzmiał słabo. – To są chyba jakieś żarty, odpowiedziała. Stałem chwilę, nie wiedząc do końca, co zrobić. Dzwonić raz jeszcze czy może dać sobie spokój? Było przecież przed 20. Ryzykuję i dzwonię jeszcze raz. – Słucham, słyszę lekko podniesiony głos p. Tatiany. – To naprawdę ja, proboszcz. Niech pani otworzy, p. Tatiano, powiedziałem zdecydowanie. Na to odpowiedział mi śmiech i słowa: – A ja już myślałam, że pójdę spać. Proszę. Zapraszam.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pierwsza rozmowa

Gdy wszedłem na górę, w drzwiach czekała uśmiechnięta p. Tatiana. – Proszę, proszę, niech ksiądz wchodzi. Przed chwilą wyszła ode mnie rodzina i myślałam, że to oni robią mi żart. Ale niespodzianka. Co księdza sprowadza do mnie? Pierwsza zagaiła p. Tatiana. Wytłumaczyłem, że pracujemy właśnie w redakcji nad świątecznym wydaniem „Niedzieli” i chciałem się dowiedzieć, jak dawniej wyglądały Wigilie. – Ale moje życie jest takie zwykłe. Nie ma co opowiadać – próbowała oponować p. Tatiana. Niezrażony proszę, aby opowiedziała mi swoją historię.

Korzenie

– Urodziłam się w marcu 1927 r. w miejscowości Raszniów. To dawne województwo stanisławowskie na Kresach, powiat Stanisławów. To był ten mój świat. Tato nazywał się Piotr, a mama Anastazja z domu Litwin. Piękne to były lata. Tak miło to wszystko wspominam – zaczęła swoje opowiadanie p. Tatiana. – W naszej wsi była cerkiew greckokatolicka. Choć ja byłam z domu wychowana jako rzymski katolik, ale nasz kościół parafialny był w innej wiosce, oddalonej od naszego domu o dwie wioski, dlatego najczęściej chodziliśmy właśnie do cerkwi na nabożeństwa.

Reklama

Wojna zastała rodzinę p. Tatiany w rodzinnej wiosce. Zmieniła ona dotychczasowe życie naszej bohaterki diametralnie. – Gdy wybuchła wojna, to myśmy o tym za dużo nie wiedzieli. Dopiero gdy w połowie września 1939 r. weszli Rosjanie, to zobaczyliśmy, czym jest wojna. Rosjanie szli od Dniestru. Ja akurat pasłam w tym czasie gęsi. Dopiero gdy wróciłam do wioski, to dowiedziałam się, że byli już dwaj zwiadowcy. Jak weszli do nas, to się zaczęło. Żołnierze podeszli pod świątynię. Wrzucili granat do środka i tak zniszczyli cerkiew. Miejscowego księdza greckokatolickiego Rosjanie zmuszali, aby zapisał się do Cerkwi Prawosławnej. On nie chciał i dlatego zabroniono mu odprawiać nabożeństwa. W jego miejsce przyszedł inny. Nie wiem, jak to dalej było.

Tamta wigilia

– Mimo wojny Wigilię 1939 r. staraliśmy się przeżyć jak najpiękniej. Robiliśmy wszystko, by przygotować ją jak najlepiej. Na stole było tradycyjnie sianko przykryte białym obrusem. Pamiętam, że było tak bardzo uroczyście. Choinka też była. A jakże. Na niej wieszano jakieś zabaweczki i słodycze. Choć było skromnie, to staraliśmy się, by wszystko było wspaniałe.

Podziel się cytatem

Reklama

W tej chwili p. Tatiana bardzo się ożywiła. – Tato zawsze nam powtarzał, że w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem. I zaczęła się śmiać. – I tak w ten dzień szedł do stajni. Dla bydła był specjalny opłatek nawet. W tamtą Wigilię ojciec przyprowadził do domu naszego konia. A on jak tylko znalazł się w drzwiach, to tak mocno parsknął, że zaczęliśmy się śmiać. Tato powiedział wtedy: – Widzicie, i koń przemówił.

Reklama

– W rogu pokoju był snopek owsa. Tata mawiał po kolacji, że teraz dzieci pod stół i zaczynaliśmy gdakać. Nie wiem, co to miało znaczyć. Taki widać był zwyczaj – dodała trochę zamyślona p. Tatiana.

– Jadło się przede wszystkim pszenicę z cukrem, czyli jak to się mówi kutię. Tato zawsze brał taką kutię i łyżką rzucał ją o sufit. Jak się do sufitu przykleiła, to był znak, że rok będzie obfity. Nie pamiętam jednak, czy w 1939 r. kutia przykleiła się.

Reklama

– A co żeśmy jeszcze jedli? Jedliśmy zupę ze śliwek, taką owocową. Były oczywiście także pierogi z grzybami, z kapustą. Ryby także były. W okolicy były jeziora i można było dobrą rybę złowić. Po kolacji szło się na Pasterkę. O północy modliliśmy się i śpiewaliśmy kolędy.

W tamte święta nie pamiętam Rosjan. Nie było ich widać. Dopiero później zaczęli zabraniać chodzić do kościoła i przymuszali nas, aby zapisywać się do kołchozu. Było już z nimi coraz ciężej.

Dalsze losy

– Gdy Niemcy zaatakowali Związek Sowiecki, to weszli także do naszej wsi. Wówczas okazało się, że będą wywozili na roboty do Niemiec. Tato nie mógł pojechać, bo kto by wówczas utrzymał cały dom, rodzinę. Postanowiono, że pojadę ja. Byłam najstarsza. Moja rodzina została na Wschodzie. Wywieziono mnie aż pod Monachium. Tam pracowałam u niemieckich gospodarzy na polu i w obejściu. Trudna i ciężka była ta praca. Pamiętam, jak bardzo bolały mnie ręce od dojenia krów.

W tym czasie poznałam także swojego przyszłego męża. Gdy wyzwolili nas Amerykanie, to przewieziono nas w okolice Dachau. Tam mieszkaliśmy w budynkach, które należały wcześniej do wojska. Było tam dużo księży. Wielu z nich uratowało się z obozu Dachau. To księża napominali nas, że jeśli chcemy być razem, to żebyśmy wzięli ślub. I tak było. Sakrament małżeństwa zawarliśmy 4 listopada 1945 r. w Polskim Obozie w Fallingbostel.

Z Niemiec przyjechaliśmy najpierw do Legnicy. Tam był punkt repatriacyjny. Zdecydowaliśmy się wracać w rodzinne strony męża, czyli do Lichenia. Okazało się jednak, że tam było bardzo ciężko z pracą. Tak znaleźliśmy się na zachodzie Polski. Pierwsza była miejscowość Niekarzyn pod Świebodzinem, a ostatecznie od 1961 r. Zielona Góra. Taka jest ta moja historia – dodała lekko zamyślona p. Tatiana.

2019-12-19 13:32

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Martyniak: groźba wojny jest realna

[ TEMATY ]

wojna

BOŻENA SZTAJNER

Rosja nie zakończy aneksji terenów Ukrainy tylko na Krymie – jest przekonany abp Jan Martyniak. Zwierzchnik Kościoła greckokatolickiego w Polsce mówi w rozmowie z KAI, że groźba wojny jest bardzo realna i trzeba głębokiej modlitwy o pokój.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś o godności Króla, Kapłana i Syna Bożego

2024-03-24 22:02

Archidiecezja Łódzka

O godności Króla, Kapłana i Syna Bożego mówił w pierwszym dniu rekolekcje wielkopostnych kard. Grzegorz Ryś. Msza Św. była sprawowana w Sanktuarium Imienia Jezus.

Jest już tradycją, że w Niedzielę Palmową rozpoczynają się wielkopostne rekolekcje dla łodzi, które głosił Metropolita Łódzki. W pierwszym dniu rekolekcji kard. Ryś mówił Jezusie Chrystusie i jego godności Króla, Kapłana i Syna Bożego.

CZYTAJ DALEJ

Wspaniałe świadectwo wrażliwości liturgicznej

2024-03-28 12:37

[ TEMATY ]

Msza Wieczerzy Pańskiej

parafia św. Stanisława Kostki w Zielonej Górze

procesja z darami

Archiwum parafii

Kolejny rok przygotowujemy bardzo uroczystą procesję z darami na Wielki Czwartek. To taka tradycja w naszej parafii - mówi Iwona Szablewska (pierwsza z prawej)

Kolejny rok przygotowujemy bardzo uroczystą procesję z darami na Wielki Czwartek. To taka tradycja w naszej parafii - mówi Iwona Szablewska (pierwsza z prawej)

Parafia wprawdzie niewielka, ale zaangażowanie i hojność wiernych – bardzo duże. Parafia św. Stanisława Kostki to zielonogórski fenomen. W tym roku na procesję z darami na Mszę Wieczerzy Pańskiej uzbierano tam ogromną sumę, a w samą procesję zaangażowało się ponad 200 osób!

- Kolejny rok przygotowujemy bardzo uroczystą procesję z darami na Wielki Czwartek. To taka tradycja w naszej parafii, bardzo związana z tym jak mocno stawiamy na liturgię i na edukację liturgiczną wszystkich wiernych – mówi Iwona Szablewska, wiceprzewodnicząca duszpasterskiej rady parafialnej i precentorka. - Jesteśmy bardzo małą parafią jak na realia Zielonej Góry, bo liczymy 3,5 tys. mieszkańców, a do kościoła w niedzielę na Mszę św. regularnie przychodzi 400 osób. W procesję z darami w tym roku zaangażowało się 250 osób. To ponad 70 rodzin, co daje nam 150 osób, i kolejne 100 osób, niepowtarzalnych, to ci, którzy są we wspólnotach. Zwyczaj jest taki, że w ciągu roku przyglądamy się, co jest tak naprawdę potrzebne jeszcze do sprawowania liturgii, a że jesteśmy młodą parafią „na dorobku” to wiele rzeczy nam brakowało, więc zawsze staramy się ustalać priorytety z proboszczem i służbą liturgiczną – podkreśla pani Iwona. Dodaje, że we wszystkim ważna jest też transparentność, by ofiarodawcy mieli świadomość, na co i w jaki sposób zostały rozdysponowane pieniądze. - W procesję z darami czynnie zaangażowało się 62,5% parafian. To wspaniałe świadectwo wrażliwości liturgicznej, dbania o jej piękno – to wszystko dla naszego Pana Jezusa Chrystusa – mówi Iwona Szablewska.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję