Reklama

Polityka

Polacy ze wschodu wracają do Ojczyzny

Jesteśmy wielkim, dumnym 60-milionowym narodem, a ponad 22 mln Polaków żyje poza Polską. Oni często są ambasadorami polskości – mówi Anna Schmidt-Rodziewicz, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i pełnomocnik Premiera ds. dialogu międzynarodowego

Niedziela Ogólnopolska 39/2019, str. 16-17

[ TEMATY ]

polityka

ambasador

Artur Stelmasiak/Niedziela

Min. Anna Schmidt-Rodziewicz

Min. Anna Schmidt-Rodziewicz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ARTUR STELMASIAK: – Pani Minister zajmuje się w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów m. in. sprawami Polonii. Który kierunek jest Pani najbliższy?

MIN. ANNA SCHMIDT-RODZIEWICZ: – Wschód, oczywiście. To jednak nie jest Polonia, ale Polacy na Wschodzie, którym zabrano ojczyznę. Często jeżdżę na Wschód, a szczególnie na Ukrainę, Litwę, Białoruś i do Rosji.

– To ma Pani wspólną pasję z min. Michałem Dworczykiem, który od lat zajmuje się wspieraniem Polaków.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Dokładnie. Zanim objęłam funkcję w KPRM, byłam przewodniczącą sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą, której wcześniej szefował min. Dworczyk, a w poprzedniej kadencji – min. Adam Lipiński. Poruszam się więc po ich śladach. W tamtym roku wybrałam się w daleką podróż, na spotkanie wielkanocne z Polakami na Syberii – do Irkucka i Władywostoku, to 50 km od granicy z Koreą Północną. Według danych konsularnych, przez 90 lat nie było tam żadnego przedstawiciela Rzeczypospolitej. W tym roku podczas wielkanocnej Mszy św. modliliśmy się wspólnie z Polakami w Pietropawłowsku na Kamczatce. Byłam pierwszym polskim politykiem, który tam dotarł. To było bardzo poruszające spotkanie.

– Odnoszę wrażenie, że jest Pani właściwą osobą na właściwym miejscu. Czy mam rację?

Reklama

– Panie Redaktorze. Mój zawód – bycie posłem, a także angażowanie się w sprawy rodaków poza granicami naszego kraju są moją pasją i jestem w to emocjonalnie zaangażowana. Myślę, że to wielkie szczęście mieć możliwość łączenia pasji z pracą, szczególnie jeśli się jest członkiem rządu i ma się skuteczne narzędzia do realizacji tych celów. Czy można chcieć więcej?

– Gdzie obecnie jest najtrudniejsza sytuacja Polaków na Wschodzie?

– Wszędzie są różne problemy, ale chyba najgorzej mają Polacy na Białorusi. W ostatnim czasie odbyłam tam kolejną podróż, ale pierwszą jako członek rządu. Zaprosiłam swojego odpowiednika z rządu białoruskiego do Polski, by zobaczył, jak u nas traktuje się mniejszości narodowe, w tym białoruską. My nie robimy problemów ze szkołami czy nauką języka białoruskiego. Na Białorusi natomiast ciągle napotykamy ograniczenia w tej materii. O tym trzeba głośno mówić.

– Sytuacja na Białorusi się poprawia, pogarsza czy w ogóle się nie zmienia?

– Największy Związek Polaków na Białorusi, na czele z p. Angeliką Borys, od 2005 r. ciągle jest uznawany przez władze za nielegalny, choć strona polska – bez względu na opcję polityczną – przy każdej okazji podkreśla, że Warszawa uznaje właśnie tę organizację. Od pewnego czasu obserwujemy jednak delikatną odwilż, ustały represje wobec związku i pani prezes. Wcześniej dochodziło do zatrzymań, przesłuchań i rozpraw sądowych pod pretekstem łamania prawa białoruskiego, którego przecież nikt nie łamie. Teraz władze białoruskie „przymykają oko”.

Reklama

– Pamiętam, jak rząd PO-PSL przesunął środki na Polaków i Polonię z Senatu do MSZ. Na tę zmianę bardzo narzekali Polacy z Białorusi, Ukrainy i Litwy. Czy teraz udało się ten błąd naprawić?

– Tak, te pieniądze wróciły do Senatu i została podniesiona kwota z 75 mln do 100 mln zł. Ale tych środków jest ciągle mało. Na pewno jednak jest lepiej, niż było, i mam nadzieję, że w kolejnych latach uda się te kwotę zwiększać. Jest wiele potrzeb.

– W Polsce widzimy bardzo dużą falę emigracji zarobkowej z Ukrainy. Czy z tą falą przyjeżdżają także Polacy?

– Polacy przyjeżdżają do nas głównie w ramach programu repatriacji. My ten proces odblokowaliśmy i staramy się jeszcze bardziej go udrażniać. Przypomnę miażdżący raport NIK z 2015 r., który wskazywał, że jeżeli mechanizm nie zostanie zmieniony, repatriacja nie skończy się w ciągu najbliższych 25 lat. Dane z MSZ mówią, że na Wschodzie może być ok. 10 tys. chętnych, ale im trzeba pomóc, stosując odpowiednie instrumenty finansowe. Nie wystarczy powiedzieć: przyjeżdżajcie, bo my tu na was czekamy. To za mało.

– To jak pomagamy?

Reklama

– Musimy tworzyć narzędzia finansowe, bo stopa życia na Wschodzie jest dużo niższa niż w Polsce. Dla naszych rodaków problemem był fakt, za co i gdzie przyjechać. Osoby pracujące, w tzw. wieku produkcyjnym, były zapraszane przez samorządy, ale w o wiele trudniejszej sytuacji znaleźli się starsi Polacy. Im trzeba pomagać, bo trudniej się aklimatyzują. To dla nich stworzyliśmy już 2 ośrodki repatriacyjne i powstaje trzeci. Pierwszy taki ośrodek działa w Domu Polonii w Pułtusku, drugi – w Środzie Wielkopolskiej. Przyjmujemy tam ludzi, którzy nie mają się gdzie podziać. Nie mają zaproszenia od samorządu ani od rodziny, nie mają gotowego miejsca pracy ani mieszkania. Jest też duży pakiet pomocy finansowej na start. Czteroosobowa rodzina Polaków może otrzymać nawet 125 tys. zł, ponadto dach nad głową i pomoc w adaptacji przez pierwszych kilka miesięcy pobytu w Polsce. To bardzo dużo.

– A jaka sytuacja była za poprzednich rządów?

– Całe instrumentarium finansowe, zmiany ułatwiające przyjazd, przyspieszenie wydawania wiz repatriacyjnych oraz tworzenie ośrodków – to zmiany, które my wprowadziliśmy, w tej kadencji Sejmu.

– Ilu Polaków sprowadzamy do Polski?

– W 2018 r. sprowadziliśmy ok. 1000 osób – w tym będzie pewnie więcej. Cały czas jest przyrost, bo wreszcie są narzędzia finansowe na repatriację. Powołaliśmy specjalne stanowisko w MSWiA – pełnomocnika rządu ds. repatriacji w randze ministra, który osobiście odpowiada za ten proces.

– A zatem te 10 tys. uda się zapewne szybciej sprowadzić niż jak za PO, w ciągu 25 lat. A czy zmieniło się także nastawienie władzy wobec Polonii na Zachodzie?

Reklama

– Oczywiście, że tak. Wszystkie najważniejsze ośrodki władzy mają specjalne stanowiska ds. Polonii i Polaków. Znowelizowaliśmy ustawę Karta Polaka, dzięki której stworzyliśmy most między Polską a Polonią na całym świecie. Wcześniej Karta Polaka dotyczyła tylko osób ze Wschodu, z terenu byłych republik Związku Radzieckiego, teraz mogą się o nią starać także przedstawiciele Polonii na Zachodzie. Do tej pory niewiele osób wie, że druga co do wielkości – po Polonii amerykańskiej – jest Polonia w Brazylii, która liczy aż 3 mln Polaków i osób polskiego pochodzenia. Obecnie w Brazylii jest bardzo duże zainteresowanie Kartą Polaka.

– Teraz zadam banalne pytanie, ale niestety, niektórzy je sobie stawiają: Dlaczego powinno nam zależeć na Polonii?

– Jesteśmy wielkim, dumnym 60-milionowym narodem, a ponad 22 mln Polaków żyje poza Polską. Z tego wielu naszych obywateli tu, w Polsce, nie zdaje sobie sprawy. Rodacy poza granicami są naszym dobrem narodowym i bezwzględnie musimy się o nich upominać. Oni często są ambasadorami polskości, a czasem wystarczy jedynie wzmocnić tę ich więź z ojczyzną, by się takimi ambasadorami stali.

– A jeśli chodzi o naszych rodaków na Wschodzie, to chyba mamy moralny obowiązek, naprawiamy winy naszych zaborców i okupantów. Wiele tych rodzin trafiło tam przecież za to, że kochali Polskę...

– Dokładnie tak. Część Polaków trafiło tam w wyniku zsyłek i rozłąki z ojczyzną za bycie Polakami, a druga część to ofiary zmiany granic po II wojnie światowej. Oni zostali z dnia na dzień pozbawieni swojej matki ojczyzny i dlatego, jak każda dobra matka, Polska musi się o swoje dzieci troszczyć, a także się o nie upominać.

– Zmieńmy temat. Pani Minister jest też posłem z Podkarpacia. A media ostatnio donoszą, że jako poseł zbyt często poróżuje Pani w rodzinne strony.

Reklama

– To są nie tylko moje rodzinne strony, ale także mój okręg wyborczy. A przecież taka jest rola posła, by słuchał ludzi ze swojego terenu i był ambasadorem ich spraw tu, w parlamencie. Po to zostałam wybrana, aby wypełniać wolę suwerena – zabiegać o sprawy Podkarpacia i stale być z moimi wyborcami.

– Czyli dostało się Pani za to, że jest Pani gorliwym posłem i ministrem.

– Odnoszę wrażenie, że moja aktywność nie została uwzględniona przy opisywaniu moich podróży między Podkarpaciem a Warszawą. Najlepiej siedzieć w domu i nic nie robić. Nie jestem typem polityka, który na dwa tygodnie przed wyborami przypomina sobie o swoich wyborcach. Ja tam mam swoje biura poselskie i muszę spotykać się z ludźmi. Muszę też pracować w Warszawie. Za to mi płacą – wyborcy i polski rząd.

– To co się Pani udało zrobić dla Podkarpacia?

– Tę kadencję zamykam wynikiem ponad 250 mln zł. To kwota środków pozyskanych dla mojego okręgu wyborczego. Nic jednak nie dzieje się samo. Trzeba słuchać potrzeb mieszkańców Podkarpacia, a potem skutecznie w tych sprawach pukać do drzwi członków rządu.

– Jakiś przykład tych inwestycji...

– To długo tu posiedzimy... (śmiech). Rok temu premier Mateusz Morawiecki ogłosił program „Mosty+” i pierwszą inwestycją w ramach tego projektu będzie budowa mostu na rzece San w moim rodzinnym Jarosławiu. Wyborcy prosili mnie także o interwencję ws. remontu zniszczonej drogi krajowej 77, biegnącej przez powiat jarosławski. Gdy 1,5 roku temu odbyłam pierwszą rozmowę w tej sprawie z ministrem infrastruktury, inwestycja znajdowała się na 625. pozycji listy rezerwowej. Teraz jest w trakcie realizacji. To koszt ponad 50 mln zł. Na moją prośbę minister kultury objął finansowaniem utworzenie państwowej szkoły muzycznej II stopnia, aby zdolna młodzież mogła się kształcić za darmo. Za kilka dni Polska Spółka Gazownictwa otwiera w Jarosławiu nową placówkę, o którą zabiegałam ponad 2 lata. To 80 nowych miejsc pracy. Tego naprawdę jest dużo i trzeba za tym chodzić, bo z Warszawy nie widać, czego potrzebują mieszkańcy na południowo-wschodnich rubieżach Polski. Od tego są posłowie.

2019-09-25 09:51

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zarobić na Ukrainie

Niedziela Ogólnopolska 5/2015, str. 43

[ TEMATY ]

polityka

Ukraina

snamess/Foter/CC-BY

Społeczeństwo ukraińskie chce lepszego życia, podobnego jak na Zachodzie. Do tego potrzebne są ogromne nakłady finansowe, na co liczą Ukraińcy.

Pod naciskiem europejskich polityków Ukraina obrała tzw. kierunek proeuropejski. Kosztowało ją to konflikt zbrojny z Rosją i utratę części terytorium. Podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską w ubiegłym roku przypieczętowało polityczny kurs władz w Kijowie. Stowarzyszenie z UE, choć powinno stanowić krok do członkostwa w tej organizacji, w przypadku Ukrainy jest czysto teoretyczne. Nie było i nie ma o tym mowy. Społeczeństwo ukraińskie chce lepszego życia, podobnego jak na Zachodzie. Do tego potrzebne są ogromne nakłady finansowe, na co liczą Ukraińcy. Konieczne jest nie tylko szybkie dozbrojenie armii walczącej w Donbasie, ale przede wszystkim potrzebne są miliardowe kredyty na odbudowę i ożywienie gospodarki – gospodarki, jak powszechnie wiadomo, kompletnie skorumpowanej. Unia uzależnia wsparcie finansowe od przeprowadzenia przez Ukrainę koniecznych reform. Niedawno szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker zadeklarował pomoc Ukrainie w postaci kredytu w wysokości 1,8 mld euro. Przekazanie tych środków jest jednak uzależnione od porozumienia Ukrainy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Wspomniana kwota jest daleko niewystarczająca. Ostatnio znany finansista i miliarder George Soros wystosował apel o przyznanie Ukrainie 50 mld dolarów. Definiuje on to jako „formę obrony UE przed Rosją”. Sam apelujący poprzez swoje fundacje obecny jest na Ukrainie od 1990 r., a teraz chciałby tam zainwestować i z pewnością zarobić. Interesuje go branża energetyczna, przemysł rolny i kreatywny mały biznes. Choć oficjalnie Soros twierdzi, że nie ma zamiaru kupować ukraińskiego długu, to wielu analityków przypomina, że jego majątek powstał wyłącznie w wyniku walutowych spekulacji. Jedną z najbardziej znanych był atak na funta brytyjskiego na początku lat 90. ubiegłego wieku, który doprowadził do spadku wartości tej waluty. Zainteresowany zarobił na tym ponad miliard dolarów. Mniej spektakularnie angażował się w Polsce, zyskując miano filantropa, m.in. zakładając i wspierając Instytut Stefana Batorego. Od dawna trwa już wyścig o zagospodarowanie unijnych środków przeznaczonych na pomoc Ukrainie. Jak dotąd polskie władze i polscy przedsiębiorcy odsuwani są na boczny tor. A naprawdę jest się o co bić.
CZYTAJ DALEJ

Jej polityką była miłość

Niedziela Ogólnopolska 47/2023, str. 28-29

[ TEMATY ]

św. Urszula Ledóchowska

Wielcy polskiego Kościoła

Dzięki uprzejmości Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego w Pniewach

Św. Urszula Ledóchowska, Łódź, 1937

Św. Urszula Ledóchowska, Łódź, 1937

Kim była kobieta, która uważała, że uśmiech, dobroć i pogoda ducha są dowodami szczególnej więzi z Chrystusem?

Hrabianka, zakonnica, patriotka – Urszuli Ledóchowskiej nie da się opisać w kilku słowach. Jej życie, wypełnione wizją niesienia Boga ludziom, do dziś jest inspiracją. Lubiła powtarzać, że świętość jest czymś prostym. „Święty to przyjaciel, pocieszyciel, to brat kochający. Odczuwa nasze biedy, troski, modli się za nas, pragnie dobra naszego i szczęścia”. Jan Paweł II, gdy ogłaszał ją błogosławioną Kościoła katolickiego, akcentował: „W każdej okoliczności umiała dostrzec znaki czasu, aby skutecznie służyć Bogu i braciom. Dla człowieka wierzącego każde małe wydarzenie staje się okazją, by odczytać i realizować plany Boże. Tak było też i w życiu bł. Urszuli”.
CZYTAJ DALEJ

Moskwa: abp Kondrusiewicz na jubileuszu sekretarza nuncjatury

2025-05-29 19:08

[ TEMATY ]

Moskwa

Abp Tadeusz Kondrusiewicz

flickr.com

25 rocznica święceń kapłańskich sekretarza Nuncjatury Apostolskiej w Moskwie, ks. prał. Igora Czabanowa była motywem, który skłonił abp. Tadeusza Kondrusiewicza do odwiedzenia stolicy Federacji Rosyjskiej. To właśnie z jego rąk rosyjski kapłan pracujący w służbach dyplomatycznych Stolicy Apostolskiej przyjął przed 25-laty święcenia kapłańskie. 27 maja emerytowany metropolita mińsko-mohylewski sprawował uroczystą Mszę świętą w kościele św. Ludwika w Moskwie.

W Eucharystii uczestniczyli nuncjusz apostolski w Federacji Rosyjskiej, arcybiskup Giovanni D’Agnello, księża, osoby konsekrowane i wierni. Podczas liturgii chór parafialny śpiewał w języku łacińskim i rosyjskim.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję