Reklama

Obrazki z miasteczka

Zaczyna się odwrotny trend. Ludzie z metropolii uciekają na dalekie przedmieścia, do mniejszych miast lub na wieś. Ci, którzy uciekają, twierdzą, że w dużym mieście jest coś nieautentycznego, sztucznego: wielość, która zlewa się w jedno. Podobne ulice, podobne domy, podobni ludzie ubrani w ciuchy z sieciówek. Miasteczka – to poczucie bezpieczeństwa, świetni ludzie i stare, dobre zasady, które ciągle obowiązują. To trudne do uzyskania w dużym mieście przytulność, swojskość i niespieszność
Mieszkańcy wielkich miast coraz częściej wolą żyć „daleko od szosy”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jacek: – Odkąd pamiętam, moi rodzice się dorabiali. Wyrośli w powojennej biedzie, więc chcieli nam tego oszczędzić. A my chcemy oszczędzić naszym dzieciom życia zafiksowanego wyłącznie na zarabianiu pieniędzy. Dwa etaty, nadgodziny, stres – to wszystko wpływa na jakość życia. Dzieci źle się rozwijają, cierpi małżeństwo, wszystko się jakoś niebezpiecznie zapętla. Z Magdą chcemy dotrwać do złotych godów i wychować naszą dzieciarnię na dobrych, optymistycznych ludzi – stąd decyzja o ucieczce z Warszawy. Oboje jesteśmy rodowitymi warszawiakami, znamy życie w wielkim mieście, wiemy, co zostawiamy. Bez specjalnego żalu.

Przygotowywaliśmy się do tego kroku dwa lata. Magda jest przedszkolanką, ja zajmuję się e-handlem, czyli pracuję głównie przy komputerze. Zdecydował przypadek. Magdzie zaproponowano pracę w Świętokrzyskiem i pojechaliśmy tam na rekonesans. Dwa miesiące później byliśmy właścicielami domu do kapitalnego remontu i stada kóz, a „w pakiecie” dostaliśmy także przyszywanego wujka.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Czym się różni życie w małym miasteczku od tego w metropolii? Nie wiem, o co chodzi, ale ilekroć wracam do domu z Warszawy, to ściągam nogę z gazu. Odruchowo. Afrykańczycy mawiają, że biały człowiek ma zegarek, ale oni mają czas. Coś w tym jest – to niewiarygodne, jak życie w jakiś cudowny sposób stało się fajniejsze, prostsze. Jesteśmy spokojniejsi o dzieci. Same wracają ze szkoły, chodzą z psami na spacer do lasu, bawią się z rówieśnikami z sąsiedztwa. Ktoś ma je zawsze na oku. Nie ma anonimowości, z której tak dumne jest duże miasto. A ja chcę znać ludzi z okolicy, chcę razem z nimi pracować w polu, ogrodzie, świętować narodziny, opłakiwać odejścia. Chcę być częścią małej społeczności. Czy ktoś w dużym mieście ma takie poczucie? Wątpię...

* * *

Maria: – W jakimś momencie życia niektórych z nas dopada myśl: I tak ma być już do końca? Ta sama praca, ta sama sceneria dokoła, szare ulice, place, zaułki, ci sami znajomi... Myślę, że takie pytanie stawiają sobie osoby, które nie są ze swojego życia zadowolone. Mieszkaliśmy w centrum Krakowa w mieszkaniu po dziadkach męża. Mieszczuchy w stylu galicyjskim na sto procent. Praca, przyjaciele, cały mikroświat potrzebny do funkcjonowania opanowany do perfekcji. A potem męża dopadł rozległy zawał i już nic nie było jak dawniej. Decyzja o ucieczce zapadła krótko po tym, jak Waldek wyszedł ze szpitala. Jego przestraszyła choroba a mnie lęk, że go stracę. Powiedział wtedy: – Nie płacz. Pamiętasz, co mówił Grek Zorba? „Jaka piękna katastrofa!”...

Reklama

Wcześniej rozmawialiśmy tylko o zmianie adresu, marzyliśmy głośno o jakimś sielsko-anielskim miejscu, gdzie o poranku słychać śpiew ptaków, co trójka naszych synów uznawała za „bredzenie starszych”.

Znaliśmy kierunek ucieczki, ale dokładnego adresu już nie. Nasi krewni spod Lublina pokazali nam dom ze starym sadem z tyłu. Stał na końcu miasteczka tak małego, że wyglądało jak zaniedbana wieś. Co sprawia, że zakochujemy się w jakimś miejscu? Nie mam pojęcia. To coś metafizycznego. Nam w tym zrujnowanym domu – tak zarośniętym dzikim winem, że najpierw szukaliśmy po omacku wejścia – pasowało wszystko: położenie, kamień, z którego go wzniesiono, widok z okna na rzekę, no i ten sad... Nocami wisiało nad nami niebo tak nisko, jakby księżyc lizał dach. Jednym słowem – bajka! Popatrzyliśmy na siebie z pełnym zrozumieniem...

Mąż był już w wieku emerytalnym, a ja bez żalu zrezygnowałam z pracy w biurze. To był dobry moment na zmianę, ale i tak synowie podnieśli alarm. Byli zatroskani, wściekli, obrażeni, grozili nawet, że nas ubezwłasnowolnią (śmiech). Po trzech latach nie możemy się od nich opędzić. Ale początki były trudne. To nie jest tak, że mieszczucha z dużego miasta wita się w małym z otwartymi ramionami...

Reklama

Chcieliśmy bardzo – może za bardzo – szybko stać się częścią miasteczka. A ludzie byli nieufni. Grzeczni, ale na dystans. Patrzyli zza firanek, obserwowali nas. Raz ktoś nam nocą wybił kamieniem okno. Wprowadziliśmy się latem, więc nieustająco gościliśmy przyjaciół, znajomych, krewnych. A potem przyszła jesień, słoty, wczesne zmierzchy. Wokoło błoto, ciemno i pusto. Myślałam: Co my najlepszego zrobiliśmy!? Nie wytrzymamy na tej pustyni bez jednej przyjaznej duszy, jednego miłego człowieka. Zaczął sypać śnieg, ludzie niemal nie wychodzili z domów. Życie kompletnie zamarło. Pomógł nam proboszcz w miasteczku, dziś przyjaciel domu. Wypatrzył nowych na Mszy św., potem trochę się wprosił na kawę i dzięki wielu zimowym wieczorom spędzonym na grze w szachy i rozmowach wyjaśnił nam, co robimy źle. Nie znaliśmy zasad panujących w takich małych społecznościach. A pierwsza z nich brzmi: Nie spiesz się...

Dlatego dopiero po dwóch latach podjęliśmy decyzję, że założymy niewielki pensjonat – trochę się przy tym zarobi, no i nie będziemy sami.

* * *

Sebastian: – Pochodzę z małego miasteczka na Podlasiu, z którego uciekłem zaraz po maturze. Przez 15 lat mieszkałem w Warszawie. Typowy słoik ze mnie. Uwielbiałem życie w wielkim mieście – chodzi o możliwości zawodowe, kulturalne, kulinarne, towarzyskie itd. W Warszawie przy odrobinie dobrej woli znajdziesz fajne zajęcie, poznasz superludzi, a ogarnianie życia przychodzi dość łatwo. Kolorowo, gęsto od emocji, energetycznie, zawsze z pomysłem na jutro. Czułem się jak ryba w wodzie. Zajmowałem się reklamą w dużej firmie z potencjałem. A teraz robię sery owcze i kozie – niezła wolta, prawda?

W miasteczku jest po prostu bezpieczniej, dzieci zdrowiej rosną, mają bardziej bliskie, naturalne relacje z rówieśnikami. Mogą np. bawić się godzinami na świeżym powietrzu, zażywać ruchu, o co w mieście raczej trudno. Myślę, że zmienia się dość znacząco system wartości. Nie mówię, że pieniądze są nieistotne, ale nie stanowią już treści naszego życia. Nie gadamy nieustannie o tym, jak tu dorobić, ale rozmawiamy o naszych uczuciach, emocjach, sprawach dnia codziennego, radościach, lękach. Czy w Warszawie się nie dało? Oczywiście, że się dało, tylko tam sądziliśmy, że takie niespieszne życie to marnowanie czasu. Duże miasto zawsze daje poczucie, że jeśli nie jesteś w biegu, to życie przecieka ci przez palce, tracisz nieodwracalnie coś istotnego. A to nieprawda. Decyzja o zmianie adresu jest jednak tą z gatunku strategicznych – trzeba mieć pełne przekonanie, że robi się dobrze. Inaczej się nie uda, bo jest to trochę jak skok z trampoliny do płytkiej wody.

2019-09-10 12:59

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dziś uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski

[ TEMATY ]

Matka Boża

3 Maja

Krzysztof Świertok

Kościół katolicki w Polsce 3 maja obchodzi uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Uroczystość ta została ustanowiona przez Kościół na prośbę biskupów polskich po odzyskaniu niepodległości po I wojnie światowej.

Nawiązuje do istotnych faktów z historii Polski - ślubów lwowskich króla Jana Kazimierza, zawierzenia Polski Matce Bożej na Jasnej Górze przez prymasa Wyszyńskiego oraz nowego Aktu Zawierzenia Narodu Polskiego Matce Bożej, którego dokonał obecny przewodniczący KEP z okazji 1050-lecia chrztu Polski - abp Stanisław Gądecki.

CZYTAJ DALEJ

Rozważania na niedzielę: Jak się uczyć miłości?

2024-05-02 20:31

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Mat.prasowy

To jest wręcz szalone że współczucie i empatia mogą zmienić świat szybciej niż konflikty i przemoc. Każdego dnia doświadczamy sytuacji, które testują naszą wrażliwość - naszą miłość do siebie samego do bliźnich i oczywiście do Boga.

Czy możemy się tak przygotować by te testy zdać pomyślnie, by one nas nie rozbiły?

CZYTAJ DALEJ

Rzeszowskie spotkania maryjne

2024-05-03 21:00

Irena Markowicz

Pani Rzeszowska na osiedlu Staroniwa

Pani Rzeszowska na osiedlu Staroniwa

W maju, miesiącu przesiąkniętym wdzięcznością do naszej Matki w Niebie łatwiej też

odnajdujemy ślady jej obecności w naszym otoczeniu. Kamienna figura Pani Rzeszowa na osiedlu Staroniwa, bliźniaczo podobna do tej, która objawiła się Jakubowi Ado w 1513 na gruszy w ogrodzie bernardyńskim...

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję