Ciężar okupacji pruskiej nie zdławił wśród mieszkańców nadbużańskiej ziemi miłości do Najświętszej Maryi Panny. Także w 1918 r., gdy rozpoczął się Jej majowy miesiąc, spod krzyży i kapliczek wzbijał się pod niebo śpiew wezwań z Litanii loretańskiej. Na zachodnim Podlasiu to nabożeństwo zaprowadził ponad pół wieku wcześniej gorliwy pasterz diecezji janowskiej bp Beniamin Szymański. Jego pasterskie dekrety dotyczyły co prawda tylko ludności obrządku łacińskiego, ale szybko pobożny zwyczaj przejęli również miejscowi unici. Piękna maryjna modlitwa była dla nich wsparciem w tych szczególnie trudnych czasach.
Reklama
Jednym z symboli niewoli narodowej było zniszczenie w zaborze rosyjskim Kościoła katolickiego obrządku wschodniego. Gdy w 1795 r. upadała Rzeczpospolita, w granicach obecnej diecezji drohiczyńskiej znajdowało się ponad sześćdziesiąt cerkwi unickich i tylko trzy prawosławne. W wyniku kasaty Unii – w 1839 r. w Cesarstwie i w 1875 r. w Kongresówce – ogromna większość miejscowych grekokatolików siłą została wcielona do prawosławnej Cerkwi rosyjskiej. Ci, którzy się z tym nie godzili, musieli przez dziesięciolecia znosić różnorodne szykany: grzywny, zsyłki, bicie kozackimi nahajkami, niektórych dotykała nawet śmierć. Dopiero dzięki ukazowi z 1905 r. ci, którzy wytrwali w wierności Ojcu Świętemu, nazywani przez oprawców „opornymi”, mogli legalnie przyznawać się do katolicyzmu. W ciągu kilku miesięcy w okolicach Sokołowa i Sarnak niemal wszyscy byli unici i ich potomkowie przyjęli wyznanie rzymskokatolickie. Podobnie postąpiło kilka tysięcy osób we wschodniej części Podlasia, gdzie prześladowania trwały blisko 70 lat.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dawni unici cieszyli się, że znów mogą jawnie wyznawać katolicką wiarę, ale ze smutkiem i tęsknotą patrzyli na swoje świątynie, które pozostawały w rękach duchowieństwa prawosławnego. Sytuacja zmieniła się po wybuchu I wojny światowej oraz ucieczce w 1915 r. wojsk i administracji carskiej. Na wschód udali się też duchowni prawosławni, a wraz z nimi wyjechała ludność, która nie powróciła już do Kościoła katolickiego. Cerkwie stały opuszczone. Wówczas w ziemi sokołowskiej byli unici podjęli starania o odzyskanie swych dawnych miejsc kultu. Na początku 1918 r. w posiadaniu pierwotnych właścicieli były już pounickie cerkwie w Grodzisku k. Sterdyni i w Gródku. Gdy przez cały maj zaczęto gromadzić się przy krzyżach na nabożeństwa, modlitwa dodała ducha mieszkańcom pobliskiego Rogowa, którzy wkrótce zwrócili się do okupacyjnych władz niemieckich z prośbą o zwrócenie im tamtejszego kościółka. Za ich przykładem poszli inni, tak że do końca roku niemal wszystkie dawne świątynie grekokatolickie zostały rewindykowane. W niedługim czasie przy większości z nich powstały samodzielne parafie rzymskokatolickie, gdyż wierni nie chcieli już wracać do obrządku wschodniego, obawiając się ewentualnych prześladowań w razie zmiany sytuacji politycznej w przyszłości.
Dziś na terenie diecezji drohiczyńskiej znajduje się jeszcze dziewięć takich budowli sakralnych. Są to urocze, drewniane kościółki w Grodzisku k. Sterdyni, Gródku, Rogowie, Sawicach i Seroczynie (obok nowego kościoła). Wyjątek stanowi murowana świątynia o owalnym kształcie w Szkopach. Z cegły zostały wzniesione również kościoły w Chłopkowie i Łysowie, zbudowane przez rząd rosyjski już po kasacie Unii, ale na miejscu zburzonych obiektów grekokatolickich. Nie przetrwały oryginalne budowle w Sokołowie, Czekanowie i Łazówku. Z kolei dawna unicka świątynia w Grodzisku k. Siemiatycz – jedyna na wschód od Bugu, w której na stałe przywrócono kult katolicki – po zbudowaniu nowego kościoła została przeniesiona do Korycin (par. Rudka), gdzie służy do modlitwy w prywatnym skansenie jako kaplica rzymskokatolicka. Warto pamiętać, że każda z tych świątyń sto lat temu dla mieszkańców tej ziemi była znakiem, że czas niepodległej Polski nadchodzi.