Reklama

Polityka

Polskie dzieci nie muszą trafiać do Jugendamtu

Niedziela Ogólnopolska 7/2018, str. 16-17

[ TEMATY ]

dzieci

Gerhard Seybert/fotolia.com

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MATEUSZ WYRWICH: – Jugendamt – instytucja, która choć powstała na początku lat 20. ubiegłego wieku, brutalną sławą okryła się w czasie II wojny światowej, zabierając dzieci na terytoriach okupowanych przez Niemcy i poddając je „aryzacji”. Szczególnie dotyczyło to Polski. Reputacja Jugendamtu straszy po dziś dzień. Dlaczego?

STEFAN HAMBURA: – Szczególna perwersja Jugendamtu ujawniła się podczas II wojny światowej. Niemcy zabierały polskie dzieci i poddawały je zniemczeniu. W szczególności dotyczyło to tzw. dzieci Zamojszczyzny. Selekcjonowano je i przekazywano do niemieckich rodzin. Tak się dzisiaj mówi, że jeśli jakaś bogatsza rodzina ma zdjęcie dziecka z lat 40. ubiegłego wieku np. dopiero od drugiego lub trzeciego roku życia, to znaczy, że jest ono najprawdopodobniej adoptowane. Inaczej: ukradzione. Tym bardziej możemy tak przypuszczać, że dziwnym trafem dokumenty Jugendamtu z czasów II wojny światowej dotyczące dzieci z Zamojszczyzny zostały zniszczone. Dla tych osób, które są pozbawione swojej tożsamości, jest to wielka trauma. Wiele z nich do dzisiejszego dnia szuka swojej prawdziwej rodziny.

– Na szczęście dzisiaj nie stosuje się takich metod jak kiedyś, niemniej jednak polityka Jugendamtu wobec rodzin nadal jest brutalna...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Owszem, tak się zdarza. Według niemieckich statystyk, w 2015 r. zabrano z rodzin ponad 77 tys. dzieci, a w 2016 r. już ponad 83 tys. Ale zabieranie dzieci przez organizacje tzw. opieki nad dziećmi są stosowane równie brutalnie w Belgii, Holandii, Norwegii czy Wielkiej Brytanii...

– Niemiecki rząd, by bronić działalności Jugendamtu, mówi, że jest to świetna instytucja, bo opiekuje się dziećmi, które są prześladowane w rodzinach. Jak więc jest? To dobra polityka państwa czy zła?

Reklama

– Jest zdecydowanie zła, bo kiedy rodzina wejdzie w „działanie” Jugendamtu, to bardzo trudno jest jej z tego wyjść. Dzieci często trafiają do rodzin zastępczych lub tzw. domów dziecka i odzyskanie ich przez prawowitych rodziców jest prawie niemożliwe albo trwa to długie lata. Duży problem z Jugendamtem mają rodziny mieszane, a jeszcze trudniej mają rodziny cudzoziemców. Nawet najdrobniejsze podejrzenie, że dziecku może się źle dziać, staje się podstawą do ingerencji Jugendamtu, a w konsekwencji pozbawienia rodziny dziecka czy dzieci. Pretekstem do działania Jugendamtu może się stać to, że dziecko w szkole jest smutne albo że ma jakiegoś siniaka. Czasem wystarczy telefon sąsiada do Jugendamtu, że jeden z rodziców podnosi głos na dziecko. Urzędnicy mogą wpaść do domu i zabrać dziecko, także niemowlę. Niepewność, że to się może stać z godziny na godzinę, z minuty na minutę, jest bardzo niebezpieczna dla rodzin – bo może to spotkać każdego. Dotyczy to także rodowitych Niemców. Kiedyś reprezentowałem niemiecką klientkę, której odebrano dziecko. Podstawą odebrania była opinia wydana przez lekarza na bardzo niejasnej podstawie. Jeden z sędziów zapytany przeze mnie o opinię tego lekarza – a sprawa toczy się w wyższym sądzie krajowym – nie mógł jej znaleźć. A dlaczego? Bo to później w ogóle sądu nie interesowało. Wystarczyło jako punkt wyjścia do tego, by zabrać dziecko. To dla mnie był szok poznawczy, bo już nie mieliśmy rzeczywistości, tylko mieliśmy rzeczywistość sądową. I to mnie przeraziło.

– Ten przykład obojętności sędziów z Pańskiej rozprawy znalazł się w niemieckim Raporcie o stanie podstawowych praw w Niemczech (Grundrechte-Report).

Reklama

– Właśnie. Wcześniejszy pełnomocnik mojej klientki ostrzegał, że będą ją chcieli ubezwłasnowolnić, dlatego na wszelki wypadek wyjechała z Niemiec. Rodowita Niemka! Po pewnym czasie zmarła. Można powiedzieć, że zmarła na wygnaniu. I drugi taki casus, dotyczący polskiej rodziny – czysto polskiej, ale mieszkającej w Niemczech. Zwróciła się do mnie babcia z prośbą o pomoc, bo Jugendamt chciał pozbawić opieki rodziców. Zasugerowałem, by opuścili Niemcy. Kiedy ojciec z dzieckiem był już poza granicami Niemiec, zadzwoniła do niego urzędniczka Jugendamtu z pytaniem, gdzie się znajduje? Odpowiedział, że na terenie Polski. Dopytywała: gdzie? Odpowiedział, że na terenie Polski, i nic więcej. A o co chodziło? Urzędniczka chciała wybadać, czy ojciec jest gdzieś w promieniu 60 km od granicy z Niemcami, bo według umowy z Polską niemiecka policja może ścigać polskiego czy niemieckiego obywatela na terenie Polski w tych granicach. Dzisiaj przypominam swoim klientom, rodzicom, że żadna niemiecka instytucja, jeśli nie ma decyzji przeciwko rodzinie, nie ma prawa ingerować w jej życie. Mają państwo pełnię władzy rodzicielskiej – powtarzam. Ale żeby uniknąć ingerencji z zewnątrz, trzeba jak najszybciej opuścić teren Republiki Federalnej Niemiec. Bo do dzisiaj to, co jest dobrem dziecka, a co nie, definiuje dowolnie i na swój sposób niemiecki urzędnik. I państwo w większości staje po jego stronie.

– Mówi się, że Jugendamt tak często odbiera dzieci rodzinom, bo na tym zarabia. Ile w tym prawdy?

– Rzeczywiście, to jest pomysł na biznes. Jeżeli dziecko jest „wyjmowane” ze swojej biologicznej rodziny, trafia do rodziny zastępczej albo do domu dziecka. I rodzic zabranego dziecka musi za to płacić. Kilka miesięcy temu widziałem rachunek na ponad 4600 euro miesięcznie wystawiony jednemu z rodziców. Zaproponowałem, że skoro to tyle kosztuje miesięcznie państwo niemieckie, to dajmy tej rodzinie biologicznej 1000 euro, niech podniesie swój status materialny. Nie dość, że państwo zaoszczędzi w ten sposób ponad 3 tys. euro, to jeszcze dziecko zostanie w rodzinie biologicznej...

– I co na to niemieckie państwo?

Reklama

– W 2008 r. podczas mojej dyskusji z Ursulą von der Leyen, ówczesną minister ds. rodziny, osób starszych, kobiet i młodzieży – rozmowa jest zresztą dostępna na YouTubie – zaproponowałem, aby rozwiązać Jugendamt. Zaśmiała się histerycznie, bo wiedziała, że niemieccy politycy na to nie pozwolą. Takim wytrychem jest zawsze słowo: niemożliwe, bo trzeba by zmienić niemiecką konstytucję. Podczas jednej z rozmów w niemieckim parlamencie powiedziałem: Jak to – niemożliwe? Przecież niemiecka konstytucja od czasów wojny była tak często zmieniana, że to żaden problem. Wystarczy tylko wola polityczna. A wtedy powiedziano mi wprost, że nie ma woli politycznej.

– Jednak z polskiej strony jest wola, by zmieniać przynajmniej losy polskich rodzin dotkniętych przez Jugendamt. Duża w tym zasługa Pana Mecenasa.

– Wielką rolę odegrał tu Michał Wójcik, sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, i samo ministerstwo. Do niedawna, kiedy polskie dzieci odbierano rodzicom, trafiały one do przypadkowych niemieckich rodzin. Teraz mają trafiać do polskich rodzin. Min. Wójcik szykuje też inicjatywę wyszehradzką w twej kwestii – aby dzieci w razie przydzielenia do rodziny trafiały do rodzin etnicznych – nie tylko kulturowo, ale i językowo. Ja idę jeszcze dalej. Jesteśmy na wspólnym obszarze europejskim, w Unii Europejskiej, więc to żaden problem, aby te dzieci z Niemiec od razu trafiły do Polski. Dlaczego muszą trafiać do Jugendamtu? Zresztą w kraju częstokroć żyją dziadkowie, wujek, stryjek, ciocia itd. I jeżeli Niemcy biorą na serio potrzebę wychowywania dzieci, to powinni taki przepis wprowadzić. Oczywiście, wiemy, że nie we wszystkich rodzinach jest dobrze. Są przecież dzieci alkoholików czy abnegatów niedbających o rodzinę, ale nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Podejdźmy do tego problemu po ludzku. Nie róbmy z tego biznesu. Teraz mam np. babcię, która mieszka w Polsce i przyznano jej z urzędu opiekę nad wnukami mieszkającymi w Niemczech. Decyzja jest przetłumaczona na niemiecki i co...? Kobieta nadal musi dochodzić swoich praw w niemieckim sądzie. A ja mówię, że jeżeli jesteśmy w UE, to polskie urzędy są też urzędami unijnymi. To powinno następować z urzędu. Dlaczego musimy przeprowadzać ponowne postępowanie przed niemieckim sądem? To trzeba zmienić i do tego dążmy. Myślę, że są potrzebne duża siła i duże przebicie polskiego rządu. Róbmy więc coś w tym kierunku, bo teraz jest to do zrobienia.

Mec. Stefan Hambura
Prowadzi kancelarię adwokacką w Berlinie. Specjalizuje się w polskim i niemieckim prawie gospodarczym, rodzinnym, publicznym i karnym oraz w prawie europejskim. Od wielu lat reprezentuje polskie rodziny w sprawach związanych z niemieckim Jugendamtem. Jest również pełnomocnikiem rodzin ofiar katastrofy polskiego Tu-154M w Smoleńsku. W przeszłości reprezentował m.in. Annę Walentynowicz. Był również doradcą polskiego Episkopatu w sprawie Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej.

2018-02-14 10:25

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Holandia: eutanazja również dla najmłodszych

[ TEMATY ]

dzieci

eutanazja

Holandia

Adobe Stock

Holandia wprowadza eutanazję dla dzieci cierpiących na nieuleczalne choroby. Do tej pory była ona już legalna dla niemowląt i nieletnich w wieku od 12 do 16 lat za zgodą rodziców. Dla starszych nieletnich zgoda rodziców nie jest wymagana. Wczoraj rząd ogłosił, że odtąd eutanazja będzie dostępna dla wszystkich.

Zdaniem holenderskiego rządu nowe rozporządzenie uzupełnia lukę w przepisach i jest przejawem sprawiedliwości. Zakaz eutanazji dla dzieci poniżej 12 roku życia to zdaniem holenderskich polityków przejaw nierówności. „Po intensywnych konsultacjach z zainteresowanymi stronami - oświadczył minister zdrowia Ernst Kuipers - osiągnęliśmy rozwiązanie, które pomaga również tym dzieciom, ich rodzicom i lekarzom. Warunkiem eutanazji jest zdiagnozowanie bardzo poważnej choroby, nieprawidłowości mózgu, serca lub zaburzeń metabolicznych, które powodują ból nie do zniesienia”. Zdaniem rządu są to przypadki bardzo rzadkie, od 5 do 10 rocznie.
CZYTAJ DALEJ

Nakazane święta kościelne w 2025 roku

Publikujemy kalendarz uroczystości i świąt kościelnych w 2025 roku.

Wśród licznych świąt kościelnych można wyróżnić święta nakazane, czyli dni w które wierni zobowiązani są od uczestnictwa we Mszy świętej oraz do powstrzymywania się od prac niekoniecznych. Lista świąt nakazanych regulowana jest przez Kodeks Prawa Kanonicznego. Oprócz nich wierni zobowiązani są do uczestnictwa we Mszy w każdą niedzielę.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś: nigdy nie uwierzę w to, że Jezus chciał podzielonego Kościoła!

2024-12-29 22:05

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Julia Saganiak

– Nigdy nie uwierzę w to, że Jezus chciał podzielonego Kościoła. Wszyscy wyznajemy wiarę, że Kościół jest jeden. Przeszliśmy możliwie najkrótszą fizycznie drogę pomiędzy dwoma kościołami w Łodzi i bardzo długą duchową drogę, liczącą 500 lat, ale jubileusz jest po to, byśmy wykonywali taki powrót do aktu, w którym Jezus Chrystus stwarzał Kościół we wszystkich wymiarach – mówił kard. Grzegorz Ryś na rozpoczęcie Roku Jubileuszowego 2025 w archidiecezji łódzkiej.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję