Dzisiaj nam, żyjącym w Polsce, aż trudno uwierzyć, że ktoś na świecie może nie wiedzieć, kto rozpętał II wojnę światową, kiedy się zaczęła i gdzie oraz czyje były obozy koncentracyjne na ziemiach polskich, kto mordował, zabijał, a kto się bronił i ginął. Wydawałoby się, że takie podstawy historii XX wieku są na świecie znane. Każdy Polak, nawet nieinteresujący się historią, taką szkolną wiedzę ma, ale wystarczy wpisać w Internecie takie tematy, jak obozy śmierci, II wojna światowa, Holocaust, naziści, aby nasze przerażenie i zdumienie sięgnęły zenitu. Okazuje się, że wszystkie pierwsze wpisy informują świat o „polskich zbrodniach na narodzie niemieckim, polskich obozach śmierci”, a nazista to Polak, do tego antysemita i sprawca Holocaustu. Te kuriozalne bzdury nie są tylko wirtualnym science fiction, ale funkcjonują w rzeczywistym świecie, w świadomości międzynarodowej, szczególnie w młodych pokoleniach, o czym świadczą opublikowane niedawno wyniki ankiet przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych i w niektórych krajach Europy Zachodniej. Tam średnio 40 proc., a nawet 60 proc. (Francja) ankietowanych młodych ludzi udziela takich właśnie odpowiedzi – Polacy naziści, antysemici, polskie obozy śmierci! Mówił o tym redaktor naczelny „Do Rzeczy” podczas gali konkursu Strażnik Pamięci, na której też byłam jako nominowana w kategorii Twórca i zadawałam sobie pytania, co robimy, żeby wyjaśnić, odrzucić, sprostować te szkalujące nas brednie. Za bohaterstwo i walkę na wszystkich frontach świata taka „nagroda” nas spotyka. Polski rząd, ministerstwa, które zajmują się dziedzictwem narodowym, winny podejmować decyzje, wprowadzać ustawy umożliwiające docieranie prawdy historycznej na Zachód – do Europy i Ameryki. Należałoby zacząć od podręczników szkolnych i uniwersyteckich, upowszechniać filmy dokumentalne mające polską duszę, pokazujące z dumą nasze nieugiętość, bohaterstwo, odwagę w walce z agresorami ze wschodu i zachodu. Wszystkie takie sprostowania, książki, filmy muszą być wydawane w języku angielskim i upowszechniane w systemie międzynarodowym na zasadzie porozumień międzypaństwowych, jako konieczność obrony prawdy w imię polskiej racji stanu. Tu nie wystarczą jakieś społeczne indywidualne działania, potrzeba odpowiedniej polityki historycznej o zasięgu międzynarodowym, między rządami poszczególnych państw. Można o tym poczytać w znakomitym opracowaniu Janusza Kurtyki pod takim właśnie tytułem. Obserwuję marazm w tym względzie także w TVP, telewizji narodowej, która ma statutowy obowiązek dbania o prawdę o naszych dziejach i upowszechniania jej. Tymczasem wybrane komisyjnie filmy dokumentalne przetłumaczone na język angielski zalegają różne magazyny przy Woronicza, nie ma żadnej promocji, reklamy, sprzedaży do innych stacji w Europie – co najwyżej są sprzedawane wtajemniczonym w małych kioskach telewizyjnych. Piszę z autopsji, bo niedawno cieszyłam się, że aż 16 moich tytułów zostało wybranych i wydanych w wersji polsko-angielskiej. Niemałe to koszty, ale w zasadzie po co, skoro na tym inicjatywa się kończy... Płyty z filmami leżą, nikt o tym nie wie, co najwyżej kupi je jakiś amator przyprowadzony na grupowe zwiedzanie TVP, ale wersja angielska takiemu nabywcy jest zbyteczna. Wystarczyłoby tylko trochę pomyśleć, a takie filmy dokumentalne z gotowym angielskim tekstem mogłyby być znakomitą promocją naszego kraju w świecie, bo mówią jednoznacznie o Polsce i Polakach, z których możemy być dumni.
Pomóż w rozwoju naszego portalu