Reklama

Wiara

Księża, których się nie zapomina

Dzięki niemu przystąpiłam do bierzmowania. Ks. Zając pobłogosławił ślub, ochrzcił mojego pierworodnego. A gdy i u mnie znaleziono guza, to pobiegłam najpierw do niego... Co mogę dodać? Odszedł nagle 2 lata temu. Na serce. Lekarz powiedział, że miał „styrany organizm”

Niedziela Ogólnopolska 16/2016, str. 22-23

[ TEMATY ]

wiara

ksiądz

Bożena Sztajner/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Czasem, żeby człowiek przejrzał na oczy, Bóg posyła mu drugiego człowieka. Bywa, że człowiek ten nosi sutannę lub habit. Jego obecność jest na tyle istotna, że coś w nas zmienia. W rozmaitej skali, ale nie pozostaje obojętna. Takich ludzi się nie zapomina, bez względu na to, ile czasu trwało to spotkanie – dzień, rok czy pół życia.

Papież Franciszek mówił do kapłanów: – Gdy kapłan jest w kontakcie z powierzonymi mu ludźmi, męczy się, ale śpi spokojnie; natomiast kiedy kapłan nie jest w kontakcie z ludźmi, męczy się i źle się wysypia. Należy zawsze być w kontakcie z ludźmi, którzy mają naprawdę tak wiele potrzeb, ale są też potrzeby Boga, które wymagają poważnego wysiłku (Rzym, 16 września 2013 r.).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Spotkać kapłana, który potrafi do nas trafić, to jak trafić w dziesiątkę. Taka obecność jest dla ludzi wiary sprawą fundamentalną – mieć częsty kontakt z kapłanem, mieć swojego kierownika duchowego, nauczyciela, mentora. Bez niego nie będzie postępu na drodze wzrostu duchowego. Będzie się raczej człapać niż iść, o wspinaniu się nie wspominając...

Inspiracja

Reklama

Maciek ma maleńką córkę Anię. Ania chodzi do przedszkola, w którym rodzice, w tym Maciej, prosili dyrekcję o lekcje religii dla maluchów. Chodziło im o kogoś specjalnego, kto potrafi rozbudzić w dzieciach ciekawość wiary. Wzbudziło to zdumienie otoczenia, zwłaszcza w rodzinie, która uważała Macieja za kontestatora. – Miałem fantastycznego katechetę w liceum – wyjaśniał mi. – Od tego wszystko się zaczęło. Byłem pyskatym małolatem, który w gimnazjum zjadał na drugie śniadanie nauczycieli. Stale na dywaniku u dyrektora. Słowem – niegrzeczny byłem i arogancki. Ks. Piotr wyglądał... jak zwyczajny ksiądz. Chodził w czarnych dżinsach, koloratce i znoszonej parce, jeździł jakimś gratem, z tyłu walały się stosy książek i płyty ze świetną muzyką. Na lekcjach czytał nam książkę o nawróceniu Litzy, pozwalał na dzikie dyskusje, z których zawsze wyciągał jakąś mądrość. Nie chodził z nami po pubach, ale na dobry koncert dał się namówić. Dochodziło do tego, że czytał nam wiersze ks. Pasierba, puszczał Luxtorpedę. Dziś myślę, że wsączał w nas wiarę, tak żeby starczyło na dłużej. Najlepiej na całe życie. Utrzymywaliśmy kontakt jeszcze podczas moich studiów, ale ślubu z Martą już nie błogosławił, o co miałem mały żal. Nie wiedziałem, że przygotowuje się do wyjazdu na misje. Na, wtedy bezpieczną, Ukrainę. Myślę, że zawdzięczam mu to, iż w ogóle wierzę. Żył tak, jak uczył, i strasznie mi to wtedy imponowało. Zresztą tak jest do dziś. Nie chcę, żeby mojej Ani coś ważnego w życiu uciekło...

Natchnienie

Agnieszka z Wrocławia wspomina: – Byłam studentką na uniwersytecie we Wrocławiu. Był 1995 r., gdy przyszłam do DA „Wawrzyny”. Najpierw usłyszałam o nim, a potem poznałam ks. Stanisława Orzechowskiego, słynnego „Orzecha”. Systematycznie, przez 5 lat studiów, spowiadałam się u niego. Przez posługę konfesjonału on ułożył moje życie. Zapalił światło w tych miejscach mojego serca, do których nawet bałam się zajrzeć. Młody człowiek potrzebuje przewodnika, kogoś, kto mu wskaże kierunek, kto pomoże położyć fundament. „Orzech” przygotował mnie i mojego męża do sakramentu małżeństwa. Zaufanie, jakim go darzę, sprawiło, że gdy po latach w naszym małżeństwie pojawiły się problemy i wszystko zawisło na włosku – przyszłam po pomoc. I on się nie pomylił w ocenie sytuacji. Szukaliśmy pomocy w wielu miejscach, ale to jego interwencja ocaliła nasze małżeństwo. Spotkałam wielu szlachetnych, wyjątkowych kapłanów, ale nauczanie ks. Orzechowskiego jest dla mnie kołem ratunkowym, gdy zbyt daleko odpływam od Pana Boga.

Powrót

Reklama

Małgosię znam od lat z działalności charytatywnej. Pogodna, przebojowa, stale czymś zajęta. Zaskoczyła mnie kiedyś opowieścią o swoich trudnych początkach, o traumie z młodości. – Ksiądz, którego nie zapomnę, wyciągnął mnie z duchowej matni, powiedział: „wyprostuj się” i kazał mi żyć. Miałam depresję, moja mama umierała na raka. Ojciec pił, bo stracił pracę, tak jak ja wiarę. To, że nie chodziłam do kościoła, to jeszcze nic. Prowadziłam długie monologi, w których złorzeczyłam Panu Bogu, bo uważałam, że to On zgotował mi takie piekło na ziemi. Tamtej zimy tylko na prośbę mamy zgodziłam się wpuścić do mieszkania księdza. Przyszedł po kolędzie, szybko zorientował się w sytuacji i wyszedł. Wrócił, gdy obszedł cały blok. Najpierw spowiadał długo mamę, a potem poprosił mnie o rozmowę. Nie pamiętam dziś szczegółów, ale była ważna i pierwsza z wielu. Przemieniająca duchowo. Kiedy człowiek ma uczucie, że wisi nad nim klątwa, w końcu wpada w ściągającą w dół spiralę, jakby w wir. Idzie coraz gorzej i gorzej. Żadnego ratunku. Jeśli nie pojawi się wtedy ktoś, kto pomoże albo powie, skąd czerpać siły, człowiek w tym wirze pozostanie do śmierci. Dziękuję Bogu, że to był mądry ksiądz. „Starszy” pan w okularkach, był wtedy może po czterdziestce. Wspominam o tym dlatego, że niezwykle trudno zaimponować młodej osobie. No, nie nadajemy na tych samych falach. Zwłaszcza dziś. Dzięki niemu odchodzenie mamy nie było już tak straszne. Trzymałam ją za rękę w przekonaniu, że po drugiej stronie Ktoś tę rękę pochwyci. I tym Kimś będzie Jezus. Że będzie to przejście, a nie koniec. Nic ostatecznego, raczej oczekiwanie na powtórne spotkanie. Dzięki niemu przystąpiłam do bierzmowania. Ks. Zając pobłogosławił ślub, ochrzcił mojego pierworodnego. A gdy i u mnie znaleziono guza, to pobiegłam najpierw do niego... Co mogę dodać? Odszedł nagle 2 lata temu. Na serce. Lekarz powiedział, że miał „styrany organizm”. Ks. Zając pewnie uznałby to za komplement.

Retrospektywa

Katarzyna o niedawnym spotkaniu po niemal 40 latach: – Podał mi rękę siwiuteńki ksiądz, a ja nie wytrzymałam i zamiast grzecznego powitania wypaliłam: – To ksiądz mnie ochrzcił!

– Tak? – troszkę się zdziwił.

– Tak, jakieś 50 lat temu... – uzupełniłam szybko. – I Komunia św. to też ksiądz – dodałam, a on się tylko lekko uśmiechnął.

– Dziecko, to nie nowina, jak się jest proboszczem przez 50 lat w jednym miejscu.

Reklama

Rozmawialiśmy o dawnych czasach. Ks. Julian, dziś już rezydent, przypominał mi nazwiska sprzed lat i rozmaite sytuacje. Wzruszyło mnie, gdy bez pomyłki wymieniał imiona moich zmarłych krewnych, naszych sąsiadów i przyjaciół. Opowiadał, co u kogo słychać. Kto wyjechał na zawsze, komu się życie poplątało albo wręcz przeciwnie – nabrało sensu. Że chrzcił już prawnuki swoich pierwszych parafian. Pokazał mi domek, do którego jako chuda dziewczynka z lichymi warkoczami, hodowanymi do I Komunii św., przybiegałam na lekcje religii, i górkę ze starym cmentarzem, gdzie pochowaliśmy dziadka Stanisława. A potem zobaczyłam, jak tuż przed Mszą św. szedł powoli środkiem kościoła mojego dzieciństwa i co kilka kroków przystawał. Tam kilka słów pozdrowienia, gdzie indziej jakby reprymenda, przy kimś kolejnym cichy śmiech albo nadstawienie ucha i długie słuchanie. Pomyślałam: oto ksiądz, który asekurował moje pierwsze kroki w wierze, świadek moich początków. To nic, że mnie nie pamiętał, dla mnie ważna była jakaś kontynuacja i trwanie. Jakby jeden z niewielu stałych punktów, które człowiek ma w życiu – świadkowie ważnych zdarzeń.

Nawrócenie

Tomasz Budzyński, muzyk zespołów Siekiera i Armia, w wywiadzie dla „Machiny” opowiada: – Moim nauczycielem, przewodnikiem duchowym stał się niespodziewanie kolega z ławy szkolnej, dziś zakonnik – o. Augustyn. W Warszawie na Starówce wpadłem na niego. Pytam: „Człowieku, co ty tutaj robisz?”. A on: „Mieszkam tu”, i pokazuje klasztor Paulinów. Ja mówię: „A ja dwie ulice dalej”. On zaczął odwiedzać mnie i Natalię, z którą mieszkałem. Od razu powiedział: „Żyjecie w grzechu”. Nie cackał się. Mnie nie na rękę były takie słowa, no bo my, tu niby chrześcijanie, wierzymy w Boga, ale ślub jest nam niepotrzebny, bo się kochamy. No i efekt był taki, że po paru miesiącach ten człowiek błogosławił nam ślub. Klasztor Paulinów to cudowne miejsce. Tam zacząłem chodzić na nocne modlitwy organizowane przez Ruch Odnowy w Duchu Świętym. Zobaczyłem rzeczy tak niesamowite, że wcześniej bym w to nie uwierzył, np. nawrócenie Darka Malejonka, Dzikiego, Stopy (perkusisty zespołów Armia i Voo Voo). Tam zobaczyłem na własne oczy uzdrowienia fizyczne. Poznałem też człowieka, który ma dary Ducha Świętego – języków, proroctwa, poznania duchowego, egzorcyzmów. A przede wszystkim – doznałem wielkiej miłości.

O. Augustyna Pelanowskiego, paulina, swoim przyjacielem i duchowym autorytetem nazywa także Darek Malejonek. O. Augustyn jest jego ojcem chrzestnym.

2016-04-13 08:21

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zmarł ks. Dariusz Krawczyk

[ TEMATY ]

ksiądz

zmarły

zmarli

Ks. Dariusz Krawczyk

Ks. Dariusz Krawczyk

W wieku 48 lat zmarł ks. Dariusz Krawczyk, główny odpowiedzialny Instytutu Świeckiego Życia Konsekrowanego Świętej Rodziny. Przez wiele lat był sekretarzem abp. Kazimierza Majdańskiego.

Pochodził z Lubania, gdzie urodził się 11 stycznia 1967 r. W latach 1987-1993 studiował w Instytucie Studiów nad Rodziną ATK w Łomiankach, który ukończył z tytułem magistra nauk o rodzinie. W 1988 r. wstąpił do Instytutu Świeckiego Życia Konsekrowanego Świętej Rodziny, w którym w 1995 r. złożył śluby wieczyste. W latach 1994-2007 był osobistym sekretarzem abp. Kazimierza Majdańskiego, założyciela obu instytutów. Po jego śmierci wstąpił do Archidiecezjalnego Wyższego Seminarium Duchownego w Szczecinie, gdzie też w 2013 r. przyjął święcenia kapłańskie. Pracował w parafii pw. św. Kazimierza w Szczecinie. Mimo choroby nowotworowej, którą zdiagnozowano u niego tuż przed święceniami, w 2014 r. został głównym odpowiedzialnym Instytutu Świeckiego Życia Konsekrowanego Świętej Rodziny. Posługiwał jako kapłan w ogniskach Instytutu Świętej Rodziny prowadząc dni skupienia, rekolekcje, służąc posługą konfesjonału.
CZYTAJ DALEJ

Watykan: nie ma decyzji odnośnie do niedzielnej modlitwy „Anioł Pański”

2025-02-21 12:18

[ TEMATY ]

modlitwa

Watykan

Anioł Pański

papież Franciszek

Mazur/episkopat.pl

„Nie podjęto jeszcze decyzji w sprawie niedzielnej modlitwy Anioł Pański”. Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni, odpowiadając na pytania dziennikarzy dotyczące stanu zdrowia papieża Franciszka, który jest obecnie w ósmym dniu hospitalizacji w klinice Gemelli z powodu obustronnego zapalenia płuc.

Według źródeł watykańskich nie można wykluczyć, że niedzielny Anioł Pański odbędzie się w taki sam sposób jak w ubiegłą niedzielę, poprzez przekazanie pisemnego tekstu przygotowanego przez Ojca Świętego na tę okazję. Według tych samych źródeł, reakcja papieża na nowe terapie została oceniona jako „niewielka poprawa” potwierdzona przez najnowsze biuletyny medyczne. Papież oddycha samodzielnie i bez gorączki, ze stabilnymi parametrami hemodynamicznymi. Dziś rano wstał, zjadł śniadanie w fotelu i kontynuował swoją pracę, przyjmując tylko swoich najbliższych współpracowników - podaje włoska agencja katolicka SIR.
CZYTAJ DALEJ

Klinika Gemelli: hospitalizacja papieża także w przyszłym tygodniu

2025-02-21 18:29

[ TEMATY ]

Franciszek

Vatican News

Ojciec Święty czyta, żartuje, jest w dobrym nastroju. Franciszek „ma obustronne zapalenie płuc, nie jest wolny od zagrożeń, ale nie mamy do czynienia z zagrożeniem życia. Będzie w szpitalu, przynajmniej przez cały następny tydzień” - powiedział podczas briefingu na temat zdrowia papieża Franciszka profesor Sergio Alfieri.

Odnosząc się do biuletynów wydanych w ostatnich dniach profesor Alfieri zaznaczył, że „papież zawsze chciał, abyśmy mówili prawdę”. Lekarze wyjaśnili, że „mamy do czynienia z infekcją polimikrobiologiczną, jest wiele zarazków. W sytuacji przewlekłej choroby nie można jej wyleczyć, ale można ją powstrzymywać”. Jeśli przez „nieszczęście” jeden z tych zarazków przedostałby się do krwi, wystąpiłaby sepsa, prawdziwym zagrożeniem jest przedostanie się zarazków do krwi. Obecnie nie ma takich zarazków we krwi, infekcja jest obecnie tylko w płucach”. Jest to „prawdziwe zagrożenie, jakie może podjąć osoba w jego wieku”. Infekcja „na razie jest opanowana”, poinformował Luigi Carbone, lekarz prowadzący Biskupa Rzymu. „Zmniejszyliśmy również dawkę niektórych leków”, podkreślił prof. Alfieri.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję