Reklama

Niedziela Przemyska

W 120. rocznicę wybuchu wielkiego pożaru

Msza św. 4 października w kościele parafialnym w Wyszatycach rozpoczęła się śpiewem suplikacji i trzyminutowym sygnałem syreny strażackiej. W tym dniu szczególnie wymownie brzmiały słowa: od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas, Panie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Równo 120 lat temu wieś Wyszatyce nawiedził straszny kataklizm. 7 października 1895 r. wybuchł wielki pożar, który strawił prawie całą wieś i zabudowania dworskie. Cudem ocalały: kościół, cerkiew i zabudowania plebańskie obydwu obrządków oraz kilkadziesiąt budynków. W kronice parafialnej ani w innych dokumentach źródłowych nie było dotychczas szerszej informacji o tym wydarzeniu. Przekazy ustne zanikały z biegiem lat, gdy umierali naoczni świadkowie tego tragicznego w skutkach zdarzenia. Żmudne poszukiwania jakiejkolwiek informacji dotyczącej tego pożaru zakończyły się niezwykłym odkryciem. Okazało się, że o pożarze w Wyszatycach bardzo dokładnie pisała ówczesna prasa, a zwłaszcza „Kurier Przemyski”.

Straszny pożar

„Wyszatyce w perzynie! Zabudowań 400 zgorzało. 200 rodzin, 1500 dusz bez dachu i chleba. Pomoc doraźna nieodzowna! Datki w naturze i w gotówce dla pogorzelców w Wyszatycach przyjmuje Administracya «Kuryera Przemyskiego»”. Tak rozpoczynał informację o wielkim pożarze w Wyszatycach „Kurier Przemyski” nr 89 z dnia 10 października 1895 r.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

W poniedziałek o godz. 3 po południu wybuchł we wsi Wyszatyce w powiecie przemyskim pożar, który przy silnym wietrze zachodnim do godz. 7 wieczorem zniszczył całe sioło wraz z dworem. Długotrwała pogoda wysuszyła dachy domostw i zabudowań gospodarczych, więc ogień szerzył się z przerażającą szybkością, ogarniał obejście za obejściem, a podsycany wichrem, który szybko zamieniał się w orkan, morzem płomieni zalał nieszczęśliwą osadę. Płonęły chaty i stajnie, płonęły stodoły i stogi, płonęły płoty i ogrodzenia, płonęły drzewa przy drogach i sadach. Ludność przerażona wybiegała na pastwisko i pola, ratując życie, bo mienia z domostw ziejących dymem i żarem, spod strzech zapadających się, nie można było wynieść. W przeciągu 4 godzin bogate Wyszatyce liczące przeszło 2000 mieszkańców i 300 numerów stały się pogorzeliskiem. Ku niebu wznosiły się kłęby dymu, wybiegały snopy iskier, po ziemi pełzały płomyki. Wiatr pędził przed sobą wały popiołu. Ratunek był niepodobny. Na pogorzelisku z perzyny sterczą tylko zręby, drzewa zwęglone.

Lud w niemałej rozpaczy załamuje ręce. W niwecz poszedł owoc krwawego znoju! Nie ma gdzie głowy złożyć, nie ma kęsa chleba, nie ma czem bydła nakarmić. Jesień za pasem, zima niedaleko. A z wiosną, jeżeli głód i zimno nie pobiją, kim rolę obrobić, czem zasiać. O ogromie nieszczęścia poświadczą wymowne cyfry. Zgorzało zabudowań 400, rodzin 200 straciło całe mienie, 1500 dusz jest bez dachu. Zabezpieczonych było zaledwie 90. Szkoda wynosi około 600.000 złotych reńskich.

Pomoc musi być doraźną. Dwieście rodzin, tysiąc i pięćset głów zostało bez dachu i chleba z drobnemi dziećmi, bez ubrania, bez pożywienia, krescencji (całoroczne plony – wyj. autora), sprzętów gospodarczych i domowych, mając nadto przed sobą wielką pracę, aby przed zimą skleić jako takie schroniska, by w nich w jakikolwiek sposób uratować się od słoty i mrozu. Kraj, powiat i miasto Przemyśl spełnią niewątpliwie swój obowiązek, ale i rząd do akcji ratunkowej przystąpić winien, powstrzymując na razie bodaj ściąganie podatków”.

Akcja ratunkowa

Reklama

Kolejne wydania „Kuriera Przemyskiego” informowały społeczeństwo o organizowanej akcji ratunkowej dla pogorzelców z Wyszatyc. „Kurier Przemyski” z dnia 13 października 1895 r. donosił: „W piątek odbyło się pod przewodnictwem wicemarszałka Rady Powiatowej p. dr. Czaykowskiego nadzwyczajne posiedzenie Wydziału Rady Powiatowej, na którem zapadł szereg uchwał, mających na celu niesienie pomocy pogorzelcom w Wyszatycach (...)”.

Burmistrz Przemyśla dr Aleksander Dworski w związku z pożarem wydał odezwę do mieszkańców miasta: „Dnia 7 października gmina Wyszatyce w tutejszym powiecie położona dotknięta została klęską pożaru, która wskutek wichru nabrała niesłychane rozmiary. Dwie trzecie części wsi, tj. 195 domów mieszkalnych i około 500 gospodarczych, z tem wszelkie zbiory polne i całe mienie w przeciągu kilku godzin stały się pastwą płomieni. Rozszalały żywioł, który prawie równocześnie wszystko ogarnął, dozwolił zaledwie ujść z życiem, pochłaniając zresztą wszystko, co było na miejscu. Około 1500 osób bez dachu nad głową, a wśród nich wielu chorych i poparzonych. Jak daleko wzrok ludzki sięgać może, widać czarne zgliszcza, a na nich nieszczęściem dotknięte rodziny z niemą rozpaczą spoglądające w przyszłość i zbliżającą się zimę. Przemyscy właściciele piekarń z szlachetną gotowością pospieszyli pierwsi z pomocą, darząc nieszczęśliwych chlebem, za co imieniem tychże składam im szczere podziękowanie, jednakże w tak strasznem nieszczęściu skuteczniejsza pomoc konieczna, aby nieszczęśliwych ochronić od śmierci z głodu i zimna.

Reklama

Dlatego odwołuję się do wspaniałomyślnych i szlachetnych serc znanych z dobroczynności Mieszkańców Przemyśla z prośbą, aby bliskim swym sąsiadom raczyli pospieszyć z pomocą. Wszelkie łaskawe datki bądź w pieniądzach, bądź w artykułach żywnościowych lub odzieży staną się dla nieszczęśliwych nieocenionem dobrodziejstwem. Upraszam uprzejmie łaskawe składanie takowych w tut. Urzędzie w biurze sekretarza”.

Mieszkańcy Przemyśla i okolic spontanicznie odpowiedzieli na odezwę burmistrza i pospieszyli z konkretną pomocą, składając dobrowolne datki i pomoc w naturze (żywność i odzież). W pierwszym dniu po pożarze przemyscy piekarze ofiarowali ponad 300 bochenków chleba i 800 bułek. „Kurier Przemyski” na bieżąco publikował listy ofiarodawców, których było 210. W wyniku podjętych wówczas decyzji postanowiono rozdać pomiędzy najbiedniejszych włościan kwotę 5100 zł r jako pierwszą transzę zapomogi na odbudowę spalonych domostw. Na tę kwotę złożyły się: dar cesarza – 1000 zł r, zapomoga Wydziału Krajowego Rady Powiatowej – 500 zł r, dobrowolne datki różnych osób oraz pożyczka zaciągnięta przez członków Rady Powiatowej. W tym samym numerze na stronie 3. zamieszczono informację o akcji ratunkowej.

Z pożaru w Wyszatycach

Reklama

„Pod przygnębiającym wrażeniem, jakie wywarł straszny pożar w Wyszatycach, było niepodobnem podać wszystko szczegółowo. Dlatego w czwartkowym numerze nie wspomnieliśmy o ratunku przy pożarze. Do pożaru pospieszyły straże pożarne z Radymna i Przemyśla, tudzież oddział artylerii i trenu (taboru wojskowego – wyj. autora) z Żurawicy z sikawkami i taborem ratunkowym. Wojsko przybyło pierwsze. Przy błyskawicznem szerzeniu się ognia ograniczono się do ratowania probostw, kościoła, cerkwi i domostw nieogarniętych płomieniem. Dzięki nadludzkim wysiłkom żołnierzy, a głównie umiejętnemu i energicznemu kierownictwu p. Stoupy, porucznika trenu, który nie bacząc na niebezpieczeństwo do najniebezpieczniejszych punktów docierał, udało się cerkiew, kościół i obie plebanie ocalić od zagłady. Wyszatyczanie, których mienie stało się pastwą płomieni, nie mogą znaleźć słów podzięki dla dzielnego porucznika p. Stoupy. Czyn, który spełnił, broniąc mienia obywateli w spokoju, w niczem nie ustępuje odważnemu spełnianiu obowiązków żołnierza na polu bitwy”.

Obecni na Mszy św. w dniu 4 października br. mieszkańcy Wyszatyc z wielką uwagą wysłuchali informacji o tym tragicznym wydarzeniu, które dzięki „Kurierowi Przemyskiemu” udało się ocalić od zapomnienia. Pokłosiem tego strasznego pożaru były bardzo liczne zgony wśród mieszkańców Wyszatyc z powodu ran i oparzeń oraz z powodu epidemii tyfusu, o którym już 5 grudnia 1895 r. donosił „Kurier Przemyski”.

Chociaż od tego tragicznego wydarzenia minęło 120 lat, to warto o nim pamiętać także i z tego względu, że wieś Wyszatyce po żmudnej odbudowie została niemal doszczętnie spalona powtórnie we wrześniu 1914 r. przez wojska austro-węgierskie. Tym razem z pożogi nie ocalały nowe, murowane świątynie: kościół i cerkiew. Ogromnym wysiłkiem i wyrzeczeniem wieś po I wojnie światowej ponownie została odbudowana, wzniesiono także nowe świątynie. Upór i determinacja ówczesnych mieszkańców Wyszatyc zasługują na wdzięczność kolejnych pokoleń, czego dowodem była pamięć i modlitwa podczas niedzielnej Mszy św.

2015-10-29 12:12

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ojciec, który został biskupem

Niedziela wrocławska 2/2015, str. 5

[ TEMATY ]

biskup

rocznica

jubileusz

Archiwum bp. Józefa Pazdura

W diecezji mówi się o nim „Ojciec”. Tytuł ten najpełniej oddaje rolę, jaką przez kilkadziesiąt lat pełnił i nadal pełni w Kościele na Dolnym Śląsku bp Józef Pazdur.

Zdziwiłem się – mówi bp Józef, który w styczniu 2015 r. będzie obchodził 30. rocznicę święceń biskupich – bo nigdy nie marzyłem, aby być biskupem. Nie miałem nawet możliwości, ponieważ na ogół trzeba mieć przynajmniej tytuł doktora. Dlatego nie przygotowywałem się do tej funkcji. I choć charakter, zainteresowania czy studia w Rzymie, to wszystko wskazywało na powołanie do duchowego ojcostwa, Boży plan był jednak inny. – Ktoś mi przyniósł informację, abym o godzinie dwunastej słuchał Radia Watykańskiego – wspomina. – Stamtąd dowiedziałem się o decyzji Ojca Świętego. – Informacja o nominacji była przyjęta przez duchowieństwo i wiernych niezwykle serdecznie – opowiada biskup świdnicki Ignacy Dec. – Wszyscy byli zadowoleni, że oko Ojca Świętego spoczęło na księdzu prałacie. Z wyboru cieszyła się cała diecezja. – Gdy został biskupem, to była euforia radości – mówi historyk Kościoła ks. prof. Józef Swastek. – Przeżywałem już różne nominacja biskupie, ale nigdy nie było takiej radości jak w dniu, gdy ks. Józef Pazdur został ogłoszony biskupem. Słowa historyka potwierdzają inni kapłani. Ks. Marian Biskup, dyrektor Wydziału Duszpasterskiego wrocławskiej Kurii wspomina grudniową uroczystość mikołajową w Seminarium. – Pamiętam, że w pewnym momencie pojawiło się na ekranie zdjęcie ks. Pazdura. Aplauz, jaki spowodowało pokazanie się tej fotografii, był niezwykły i niepowtarzalny.
CZYTAJ DALEJ

Kontynuacja Fatimy, czyli mało znane objawienia w Tui

2025-10-13 19:17

[ TEMATY ]

Fatima

Łucja Dos Santos

siostra Łucja

objawienia w Tui

Adobe Stock

Tui to hiszpańskie miasto leżące blisko granicy z Portugalią, w regionie Galicja, nad rzeką Miño, naprzeciwko portugalskiego miasta Valença. To tam 13 czerwca 1929 r. s. Łucja dos Santos, jedna z wizjonerek fatimski, miała niezwykłe objawienie, o którym mało się mówi. Z okazji 108. rocznicy objawienia Maryi 13 października 1917 r. oraz zakończonego Jubileuszu Duchowości Maryjnej przypominamy to zdecydowanie mniej znane wydarzenie z 1929 r.

W roku 1929 s. Łucja przebywała w klasztorze właśnie w Tui. Co tydzień, za zgodą przełożonej, modliła się od 23:00 do północy w nocy z czwartku na piątek. 13 czerwca tamtego roku kaplicę, gdzie przebywała, nagle wypełniła niezwykła jasność. Zakonnica dostrzegła rozświetlony krzyż wznoszący się od ołtarza do sufitu. W górnej partii krzyża zauważyła mężczyznę widocznego do talii z gołębicą na piersiach. Nieco niżej do krzyża przybity był inny mężczyzna.
CZYTAJ DALEJ

Polska lekcja historii

2025-10-13 22:48

Urszula Leszyńska

Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie zaprasza do obejrzenia wystawy Trudna droga do państwowości po upadku rządów imperialnych. Przypadek Polski: Poświęcenie – Współpraca – Tradycja.

Przygotowana przez naukowców i studentów z Instytutu Historii i Dziedzictwa Kulturowego UPJPII wystawa jest pod wieloma względami szczególna. Po pierwsze dlatego, że powstała we współpracy z Uniwersytetem Betlejemskim (UB), będącym jedyną katolicką uczelnią w Palestynie. Po drugie, bo choć opowiada o polskiej drodze do niepodległości, ma służyć jako inspiracja także dla zagranicznych odbiorców. Po trzecie dlatego, że dostęp do niej możliwy jest właściwie w każdym momencie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję