Reklama

Niedziela w Warszawie

Smoleńsk w Warszawie

Zdjęcia do filmu „Smoleńsk” Antoniego Krauze o katastrofie Tu-154 wkraczają w decydującą fazę. Zakończą się jeszcze w kwietniu. Premiera filmu już w październiku, z półtorarocznym spóźnieniem
Plenery w większości są w Warszawie (lub pod Warszawą), czyli tu, gdzie rozgrywało się wiele prawdziwych scen dramatu z 2010 r. Krakowskie Przedmieście, okolice Pałacu Prezydenckiego, Muzeum Narodowego, Pałacu w podwarszawskich Radziejowicach, wnętrza Pałacu Kultury i Nauki

Niedziela warszawska 14/2015, str. 4-5

[ TEMATY ]

film

Materiały prasowe

Zdjęcia do filmu "Smoleńsk"

Zdjęcia do filmu Smoleńsk

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie było filmu, który byłby tak atakowany, zanim rozpoczęto zdjęcia, nakręcono pierwsze sceny, zanim wyznaczono datę premiery. – Chyba żaden film nie miał tak rozbudowanego czarnego PR, zanim został zakończony – mówi Maciej Pawlicki, producent i jeden z kilku scenarzystów filmu. – I żaden nie miał tak wielu gorliwców, którzy chcieliby mu zaszkodzić. A do tego mających pretensję, że nie ufa się Putinowi i kwestionuje jego wersję wydarzeń.

Ale częściowo można to zrozumieć: wszak film powstaje nie w ciszy studia, planu, pleneru, ale na oczach ludzi, proszonych o datki na jego dokończenie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Na planie, w plenerze

Ci, którzy pracują przy filmie, doskonale wiedzą, że prawie wszystko w związku z nim może się zdarzyć. Niekoniecznie wszystko, co złe, bo – mimo wielu przeciwności losu – interes się kreci, kamery chodzą, a reżyser, aktorzy i statyści uwijają się na planie jak w ukropie.

Plenery w większości są w Warszawie (lub pod Warszawą), czyli tu, gdzie rozgrywało się wiele prawdziwych scen dramatu z 2010 r. Krakowskie Przedmieście, okolice Pałacu Prezydenckiego, Muzeum Narodowego, Pałacu w podwarszawskich Radziejowicach, wnętrza Pałacu Kultury i Nauki.

Reklama

Na dziennikarzach obecnych na planie spore wrażenie zrobiła scena dziejąca się w Sejmie (w tej roli wystąpił PKiN), gdy Ewa Błasik (w tej roli Aldona Struzik) łamiącym się głosem oskarża rząd o bierność w sytuacji, gdy szkaluje się pamięć jej zmarłego pod Smoleńskiem męża, dowódcy sił powietrznych.

Wrażenie robi skrupulatność reżysera. W jednej ze scen filmowi prezydenci Lech Kaczyński i Micheil Saakaszwili idą korytarzem w parlamencie w Gruzji (w tej roli także wnętrza PKiN). Polak jest bez krawata. Nagle Antoni Krauze przerywa zdjęcia. Czy Lech Kaczyński nie miał wtedy krawata. Trzeba to sprawdzić. Na zdjęciach z tamtych wydarzeń widać, że nie miał. Można grać dalej.

Zaczynali mając tylko co dziesiątą złotówkę w budżecie. Tak w ogóle się nie robi, na ogół prace zaczyna się, gdy ma się domknięty budżet. Tym razem nie był, a czy będzie – zależy od wpłat. W końcu marca brakowało jeszcze 1,5 mln zł.

Kluczowa scena

W filmie wykorzystano formułę fabularnej rekonstrukcji prawdziwych wydarzeń, zastosowaną przez Antoniego Krauze w „Czarnym Czwartku”. Główną bohaterką jest dziennikarka prywatnej telewizji. Podczas pracy nad relacją z wydarzeń w Smoleńsku porzuci przekonanie, iż był to tragiczny, ale jednak wypadek.

Część ekipy filmowców pracowała przy poprzednim filmie Krauzego – głośnym „Czarnym Czwartku”, opowiadającym o dramacie grudnia 1970 r. i popularnym serialu „Czas honoru”. Muzykę – jak w przypadku „Czarnego...” skomponuje Michał Krauze, a główne role, prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki, zagrają doświadczeni aktorzy: Lech Łatocki i Ewa Dałkowska.

Reklama

Warszawa gra siebie i nie siebie, bo np. historyczną scenę wiecu przed gruzińskim parlamentem w 2008 r. w Tbilisi nakręcono na dziedzińcu Muzeum Narodowego w Warszawie. Trwała wtedy rosyjska agresja, zatrzymana dzięki zorganizowanej przez Lecha Kaczyńskiego wyprawie czterech przywódców państw naszego regionu. Antoni Krauze podkreśla, jak ważna to scena.

– Nie tylko ja, ale już chyba prawie wszyscy oceniają ją jako jeden z głównych powodów śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego – mówi w jednym z wywiadów. – To moment, w którym wreszcie, po pokonaniu licznych przeszkód, delegacja polska z Lechem Kaczyńskim oraz prezydentami Litwy, Estonii i Ukrainy i premierem Łotwy, dotarła po długiej i wyczerpującej podróży do Tbilisi. Było to bezpośrednim powodem powstrzymania Rosjan, którzy zajęli już wtedy Gori i byli 60 kilometrów od stolicy.

Z przytupem

Praca wre, na planie „Smoleńska” aż wszystko furczy. Lech Łotocki nie ma na razie czasu na rozmowy. Czas będzie po zakończeniu zdjęć. Późno? – No, to niech będzie pojutrze, kochany, a jeszcze lepiej popojutrze – mówi. Bo jutro skoro świt zdjęcia w Radziejowicach, wróci do domu pewnie po północy, a pojutrze próby w teatrze, bo film sobie, a codzienne życie aktora teatralnego sobie.

Reklama

Inna rzecz, że Lech Łotocki oszczędnie gospodaruje wypowiedziami. Był wywiad w tygodniku, a potem długo, długo nic. Zajęty człowiek i świadomy tego, co o udziale w filmie Krauzego myśli tzw. środowisko. Dominuje instynkt stadny; a skoro przewidziany do roli prezydenta Kaczyńskiego Marian Opania odmówił z tzw. przytupem, to dlaczego nie odmówił on? – W środowisku dużo się o tym mówi, są i tacy, którzy nie dopuszczają w ogóle myśli, że można przyjąć rolę w tym filmie – mówił tuż po castingu – na którym odtworzył przemówienie Lecha Kaczyńskiego na słynnym wiecu w Tbilisi – i przyjęciu oferty reżysera. – Ucząc się tego tekstu, zdałem sobie sprawę z tego, jak ważny to tekst, ile zostało tam poruszonych wątków, jak bardzo aktualne są tamte słowa i jak niewygodne dla niektórych.

Tamta scena umocniła w nim chęć wzięcia udziału w przedsięwzięciu. – Nie można tragedii smoleńskiej zostawić, zapomnieć o niej, wmawiać sobie, że wszystko jest OK – twierdzi. – Bo nie jest. I ten mój sprzeciw był też mocnym impulsem do przyjęcia roli w przedsięwzięciu apelującym o prawdę.

Bez gotowej odpowiedzi

Na miejscu katastrofy w Smoleńsku zjawia się zagadkowy dyplomata. Widać, że odgrywa istotną rolę, dyryguje Rosjanami, zabiera zdjęcia zrobione na miejscu katastrofy. Ta postać nie jest fikcyjna, w tej historii odegrała niewyjaśnioną dotychczas rolę.

– To człowiek na usługach służb specjalnych, kto wie czy nie sowieckich, prawdopodobnie szara eminencja całego tego zdarzenia – mówi o tajemniczej postaci i o swojej roli w filmie Jerzy Zelnik. – Jest tajemniczy, zdaje się poruszać trybami tej całej tragedii.

Film – jak zaznacza aktor – nie stawia jednak żadnej ostatecznej tezy. Mówi o okolicznościach, atmosferze, o bardzo bolesnych sprawach, nie dając gotowej odpowiedzi. – Trzeba mieć odwagę mówić o takich sprawach. Każdy naród powinien mieć taką odwagę o sobie mówić. Tragedia smoleńska to jest temat ogromnie ważny dla Polaków. Zginęła elita polska, a my wciąż nie mamy odpowiedzi, dlaczego.

Reklama

Czy widz wyjdzie z kina umęczony? – Na pewno mocno poruszony. To mogę zagwarantować – zaznacza Maciej Pawlicki. Finał filmu wciąż jest niewiadomą, jest kilka różnych wersji tego zakończenia. – Jeszcze ciągle nad tym się zastanawiamy.

Tym bardziej, że zawsze może jeszcze się zdarzyć coś istotnego, co trzeba będzie uwzględnić w filmie. – Film naprawdę powstaje na montażu. Wiadomo, że kończy się Tragedią Smoleńską. Ustalenie kolejności scen, ostatnie efekty, wreszcie dobór scen składających się na puentę – to wszystko przed nami.

Ciąg dalszy

Zdjęcia rozpoczęto na Krakowskim Przedmieściu w trzecią rocznicę katastrofy, od scen tzw. uciekających, dokumentując wydarzenia pod Pałacem Prezydenckim. Ale potem była prawie dwuletnia przerwa spowodowana brakiem funduszy. Nikt nie wiedział, kiedy nastąpi ciąg dalszy. Nastąpił, bo widać, ze film jest potrzebny.

Trudności film napotykał od początku – odmowy aktorów, odmowa współfinansowania przez Polski Instytut Sztuki Filmowej – często lekką ręką rozdający dotacje, na tak wątpliwe produkcje, jak „Pokłosie” i „Ida”. Powielane po wielokroć wypowiedzi minister kultury Małgorzaty Omilanowskiej, że problem nie tkwi w niepożądanym temacie, ale rzekomo w scenariuszu filmu i frontmena z „Wyborczej”, nazywającego fabularyzowanymi tezami zespołu Antoniego Macierewicza. Ale wszystko to, uważa Maciej Pawlicki, tylko umocniło ekipę Antoniego Krauzego. – Niepowodzenia, trudności – np. że ktoś odmawia, coś się nie udaje, np. uzyskać jakiegoś pozwolenia – nie deprymują nas, są twórcze – podkreśla Maciej Pawlicki. – Bo nagle okazuje się np., że znajdujemy lepszego aktora, do jakiejś roli, lepsze rozwiązanie itp. Stąd poczucie, że ktoś nas prowadzi – i chyba nawet wiemy, kto.

To, co ekipie filmowej mogłoby wydawać się przeszkodą, nie jest nią, lecz jest wytyczoną drogą – ocenia Pawlicki. – Tę drogę musimy dopiero przejść, kawałek po kawałku, ona dopiero przed nami się rozwija – mówi. – I okazuje się, że ona jest już ułożona, a my ten film zrobimy lepiej niż sądziliśmy. My pomysły, po prostu, mamy gorsze od tych, które ma Opatrzność na ten film, my poznajemy je stopniowo.

2015-03-31 15:11

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ten film stał się moją drogą

Spotkanie matki z bezdomnym synem alkoholikiem. Córka płacząca nad grobem matki i walcząca o prawo do opieki nad swym rodzeństwem. Więzień wspominający zmarłą matkę, która była dla niego największą świętością. Wiele scen, wiele ludzkich historii i ktoś, kto łączy te wszystkie historie - postać matki. Matki ziemskiej, ale też Tej, która jest z nami zawsze, w każdej chwili i w każdej potrzebie, peregrynującej w swym Obrazie po całej Polsce. Wraz z Nią i twórcą filmu wędrujemy od miasta do miasta, od domu do domu, pozostając w każdym z nich dobę i poznając troski, problemy i wiarę ich mieszkańców. A Ona, Matka 24 h, wysłuchuje próśb, osusza łzy, dzieli radości i wsłuchuje się w problemy bohaterów filmu. Wizyta Obrazu jest pretekstem do wnikliwej i głębszej obserwacji zachowań bohaterów nie tylko w kontekście wiary lub jej braku, ale także często pokazanych w najprostszej relacji życiowej: matka-dziecko. W dokumencie Marcina Janosa Krawczyka matka jest fundamentem, na którym budowana jest rodzina i wiara.
Reżyser zadaje w filmie trudne pytania, ale nie daje prostych odpowiedzi. Te pozostawia widzowi, skłaniając go do refleksji i zadania sobie pytania o stan własnej wiary.

MARGITA KOTAS: - Pana najnowszy film dokumentalny „Matka 24h” rozpoczął swe oficjalne życie nie tak dawno, bo podczas majowego Krakowskiego Festiwalu Filmowego, a już zdążył zachwycić dużą liczbę widzów i zdobyć wiele laurów...
CZYTAJ DALEJ

Ks. Popiełuszko nie czuł lodowatej wody, gdy był wrzucany do Wisły - 16 lat objawień

2025-10-18 13:12

[ TEMATY ]

felieton

bł. ks. Jerzy Popiełuszko

Red

„Wczoraj” – to słowo pada jak grom w rozmowie z Franceską Sgobby, gdy pytam o ostatnią wizję ks. Jerzego. „ Widziałam go tak, jak widzę męża, tylko Popiełuszki nie mogłam dotknąć. Modliliśmy się razem”.

Gdy zegar wybije północ z 18 na 19 października, znów staniemy w ciszy tamtej nocy. Czterdzieści jeden lat mija od chwili, gdy został uprowadzony ks. Jerzy Popiełuszko. Był rok 1984, a ten młody, zaledwie 37-letni kapłan –głos sumienia narodu – stał się symbolem niezłomności wiary. Pamiętamy jego słowa: „Zło dobrem zwyciężaj”. Pamiętamy też Wisłę, gdzie po tygodniu poszukiwań znaleziono jego zmasakrowane ciało, z kamieniami przywiązanymi do nóg – świadectwem bestialstwa oprawców, którzy chcieli utopić nie tylko człowieka, ale i nadzieję milionów. Ale dziś nie chcę powtarzać znanych faktów. Chcę opowiedzieć o tajemnicy, która wyłania się z cienia jego śmierci jak echo modlitwy – o objawieniach, które wstrząsnęły nawet sceptykami i które zostały ujawnione w książce „Niezwykłe objawienia ks. Jerzego Popiełuszki we Włoszech” (współautorem jest ks. prof. Józef Naumowicz). To historia, która trwa do dziś, przypominając, że święci nie odchodzą na zawsze.
CZYTAJ DALEJ

Elbląg: ingres bp. Wojciecha Skibickiego do katedry św. Mikołaja

2025-10-18 17:11

[ TEMATY ]

ingres

Elbląg

KP BEP

- Tutaj, w tej katedrze, przyjąłem święcenia kapłańskie, a przed sześcioma laty sakrę biskupią. Czuję się więc tutaj jak u siebie - mówił bp Wojciech Skibicki podczas ingresu do katedry św. Mikołaja w Elblągu. Uroczystość odbyła się w sobotę, 18 października, we wspomnienie św. Łukasza Ewangelisty, patrona m.in. lekarzy i ewangelizatorów.

Na początku liturgii odczytano bullę papieża Leona XIV ustanawiającą nowego biskupa elbląskiego. Następnie bp Skibicki przyjął z rąk nuncjusza apostolskiego w Polsce, abp. Antonio Guido Filipazziego, oraz swego poprzednika, bp. Jacka Jezierskiego, pastorał - znak władzy pasterskiej - i zajął miejsce na katedrze biskupów elbląskich, skąd przewodniczył Eucharystii. W uroczystości uczestniczyli m.in. członkowie najbliższej rodziny, w tym mama biskupa, przedstawiciel prezydenta RP, reprezentanci władz państwowych i samorządowych, służb mundurowych, świata nauki, duchowieństwa, osób konsekrowanych, wspólnot oraz licznie zgromadzeni wierni.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję