Wśród książek promowanych przez muzeum znalazły się pozycje o tematyce "gender", "queer" i "LGBT". Niestety, znajdują się w nich treści, które trudno określić inaczej niż obsceniczne. Ilustracje o charakterze pornograficznym, przekraczające granice dobrego smaku, są prezentowane jako sztuka, a niekiedy wręcz jako edukacja.
Tego rodzaju materiały rodzą pytania o odpowiedzialność instytucji publicznych za promowanie określonych wartości i treści. Czy rzeczywiście miejsce, które finansowane jest z publicznych pieniędzy, powinno udostępniać książki, które mogą być odbierane jako deprawujące? Jakie wartości przekazuje się w ten sposób młodszemu pokoleniu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jaki cel ma to muzeum?
Muzeum Sztuki Nowoczesnej, jako instytucja publiczna, ma szczególny obowiązek kształtowania gustów i postaw odbiorców. Niestety, promocja kontrowersyjnych treści, które nie mają wiele wspólnego z prawdziwą sztuką, wydaje się podważać ten cel.
Warto zadać sobie pytanie, czy w tego typu działalności chodzi o sztukę, czy raczej o promocję ideologii, która stawia na dekonstrukcję tradycyjnych wartości.
Czekamy na inspirację, a nie deprawację!
Społeczeństwo ma prawo wymagać, by instytucje kultury finansowane z budżetu państwa kierowały się nie tylko zasadą wolności twórczej, ale także odpowiedzialnością za promowane treści. Oczekujemy sztuki, która inspiruje i wzbogaca, a nie takiej, która szokuje i deprawuje.
Jednak ta sprawa jest dużo poważniejsza, bo wykracza poza dyskusję o sztuce. Biblioteczka w MSN jest ogólnodostępna, bez ograniczeń. Nie ma zatem problemu, by pornograficzne rysunki trafiły w dziecięce ręce, a na to są już odpowiednie paragrafy w prawie karnym.