Ma rację pewien znany poseł Platformy Obywatelskiej z Podkarpacia (nazwisko pominę, bo chodzi mi o zjawisko, a nie personę, z tym że zainteresowani z pewnością i tak wiedzą, o kogo chodzi), gdy samokrytycznie przyznaje, że wulgaryzmów wypowiedzianych pod adresem kolegi z poselskiej ławy (i z tego samego klubu parlamentarnego) nic nie usprawiedliwia. Ma rację, bo człowiek do człowieka powinien odnosić się godnie.
Bardzo dobrze, że poseł przeprosił już kolegę i że chce przeprosić (a może, gdy Czytelnicy czytają te słowa, już przeprosił) wszystkich posłów. Chce też przeprosić „każdego, kto uważa, że to było niestosowne”. I tu jest pewien szkopuł. Bo pewnie znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że - nie przesadzajmy - w końcu nie stało się nic wielkiego. Bluzgi słychać wszędzie - na ulicach, na stadionach, w zakładach prac, wśród młodzieży, w kinie, na koncertach, a nawet w teatrze. Dlaczego akurat parlamentarzysta miałby nie bluzgać? Pewnie nie jemu jednemu coś „się wymsknęło”…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Otóż właśnie dlatego, że jest parlamentarzystą, używanie wulgaryzmów, zwanych czasami - chyba nie bez powodu - „słowami nieparlamentarnymi”, mu nie przystoi. Wulgaryzmy nie tylko dlatego są niestosowne, że niektórzy uważają ich używanie za niestosowne. One są z gruntu rzeczy niestosowne, bo prowadzą do wulgaryzacji i brutalizacji mowy i całego życia społecznego. Z tego parlamentarzysta o wieloletnim stażu, a wcześniej samorządowiec, a jeszcze wcześniej nauczyciel powinien zdawać sobie sprawę.
I jeszcze jedno spostrzeżenie. Sytuacja, w której padły niecenzuralne i pełne agresji słowa, nie była jakaś szczególnie stresująca. Ot, przedłużające się posiedzenie jednej z komisji, z nudnymi zapewne głosowaniami. Jak wyraża się jednak rzeczony poseł, z ugrupowania, które chce walczyć z „mową nienawiści”, w o wiele bardziej stresujących okolicznościach, a słowa - do mikrofonu, a zwłaszcza poza nim - wypowiada pod adresem przeciwników politycznych? W jaki sposób chciałby wymusić „podniesienie łapy”? Może lepiej nie wiedzieć…