Wiele ukraińskich dzieci i nastolatków nie wie w praktyce czym jest uczęszczanie do szkoły. Najpierw zostały pozbawione tej możliwości przez pandemię, a potem przez pełnoskalową wojnę. Według organizacji pomocowej „Save the Children” co najmniej 3 tys. szkół na Ukrainie zostało poważnie uszkodzonych, a ponad 300 całkowicie zniszczonych.
Powrót do klas na terenach przyfrontowych
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Fakt, że w wielu miejscach rezygnuje się ze zdalnego nauczania i podejmowane są próby przywrócenia normalnego kształcenia pokazuje, że ważna część życia zaczyna wracać na właściwe tory. Informuje o tym Switłana Dukhoycz, która jest dziennikarką ukraińskiej sekcji Radia Watykańskiego. Przywołuje przykład z Zaporoża, gdzie 17 sierpnia została poświęcona pierwsza klasa Katolickiej Szkoły Księdza Bosko, która będzie działać przy parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy. To właśnie tamtejszy proboszcz postanowił dać dzieciom szansę na normalną naukę a w projekcie wspiera go wspólnota parafialna.
Reklama
Ks. Roman Wowk wyznał, że wpadł na pomysł otwarcia klasy po tym jak spotkał dwóch chłopców, którzy uczęszczali na pozalekcyjne zajęcia przy parafii. Dopiero tam odkryli, że od dwóch lat uczą się w tej samej klasie, ale ponieważ lekcje odbywają się wyłącznie online, nigdy wcześniej się nie spotkali. To, jak zauważył greckokatolicki kapłan, pokazuje, że dzieci nie mają możliwości komunikowania się ze sobą i odbija się to na ich psychice. By zaradzić tej traumie od dłuższego czasu przy parafii organizowane są zajęcia muzyczne, plastyczne a także fitness i taniec. Ks. Wowk wyznał, że „klasa w schronie” powstała na prośbę rodziców i ma być pierwszym krokiem do powstania katolickiej szkoły, o której zawsze marzył i którą już zaczął realizować.
Budowa szkoły mimo wojny
„Zdałem sobie sprawę, że na wschodniej Ukrainie istnieje ogromna potrzeba szkoły katolickiej. Dlatego w zeszłym roku kupiliśmy kawałek ziemi w pobliżu naszej parafii. Powinna to być szkoła, która zapewni pełną edukację, począwszy od przedszkola. W tym roku powoli rozpoczęliśmy prace” - powiedział ks. Wowk. Wyznał, że nie jest to łatwe, ponieważ budowa jest zawsze kosztownym przedsięwzięciem, a prowadzenie jej w warunkach wojennych pociąga za sobą szereg dodatkowych trudności. Ukraiński kapłan dodał, że gdy mówi komuś, iż zaczyna właśnie budować szkołę w Zaporożu często słyszy, że jest to dziwne. „Mam jednak świadomość, że kiedy wojna się skończy, będziemy potrzebować wysokiej jakości edukacji, która była niszczona zbyt długo najpierw przez koronawirusa, a teraz przez wojnę. Agresor nieustannie ostrzeliwuje rakietami instytucje edukacyjne: wiele z nich zostało uszkodzonych, a inne całkowicie zniszczone. Dlatego będziemy potrzebować szkół, a szkoły nie da się zbudować w jeden dzień. Budujemy więc już teraz z myślą o przyszłości” - wyznał proboszcz z Zaporoża. Jego marzeniem jest to, by dzieci, które zaczną naukę w tej szkole kiedyś mogły skończyć studia: „Myślę, że nam się uda. Nie wiem jak, ale bardzo w to wierzę. Bóg na pewno nam pomoże”.
Dzieci z Zaporoża
Reklama
Greckokatolicki kapłan podkreślił, że w Zaporożu nadal mieszka wiele rodzin z dziećmi. Przypominał, że na miejsce tych, którzy wyjechali z miasta przybyły rodziny z okupowanych terenów i mimo istniejących trudności starają się zapewnić jak najlepszą przyszłość swoim dzieciom. Ks. Wowk wskazał, że ponieważ linia frontu jest bardzo blisko istnieje ciągłe niebezpieczeństwo ostrzału, a dzieci cierpią najbardziej. Czasami boją się oddalić nawet o kilka kroków od rodziców lub panicznie reagują na ostre dźwięki na drodze, takie jak hałas motocykla. „Nie wiem, jak wpłynie to na psychikę dzieci, ale mogę powiedzieć, że nie jest im łatwo stąd tym bardziej staram się ocalić ich dzieciństwo zapewniając dostęp do edukacji” - wyznał greckokatolicki kapłan, który od początku wojny posługuje w strefie przyfrontowej.
Ks. Wowk wyznał, że od początku pełnoskalowej wojny nie miał wolnego. „Rozum mi mówi, że powinienem bardziej odpocząć, ale widzę też ogrom potrzeb i jakoś staram się im zaradzić” - powiedział. Podkreślił, że siłę czerpie z modlitwy, liturgii oraz z bycia z ludźmi, także z dziećmi, które przywracają mu uśmiech w tym mrocznym czasie wojny. „Gdy z nimi jestem mam świadomość, że ich dzieciństwo absolutnie nie może zostać wstrzymane, dlatego staramy się zaoferować im szansę na przeżycie choć odrobiny dzieciństwa” - wskazał ks. Wowk.
Kapłan, mąż i ojciec
Greckokatolicki duchowny służył w Doniecku do połowy 2014 r., kiedy to wojna zmusiła go do opuszczenia miasta. Nie wrócił do zachodniej Ukrainy, skąd pochodzi, ale przez półtora roku pracował w Krzywym Rogu, a od 2016 r. jest proboszczem w Zaporożu, gdzie mieszka z rodziną, żoną i czwórką dzieci. Wyjaśniając swoją decyzję o pozostaniu na tak trudnych terenach powiedział: „Pochodzę z obwodu lwowskiego, moja żona pochodzi z Iwano-Frankowska a czworo naszych dzieci urodziło się w Doniecku. Nie wiemy, co stanie się z ich rodzinnym miastem, ale kiedy przyjechałem tam w 2000 roku, zobaczyłem wielu ludzi spragnionych Bożej miłości i zdecydowałem, że zostanę. Nadal nie czuję, że zrobiłem już to, co powinienem i chciałem zrobić. Może będę mógł kiedyś tam wrócić”.
Zagrożenie bombardowaniami w Zaporożu jest nadal wysokie. Ks. Wowk wyznał, że każda rodzina samodzielne decyduje o tym, czy zostaje czy jednak zamierza wyjechać na spokojniejszy teren. Kapłan przywołał przykład swojej rodziny. Kiedy wybuchła pełnoskalowa wojna jego żona i dzieci wyjechały do obwodu lwowskiego, pozostały tam przez trzy miesiące, a następnie wróciły do Zaporoża, ponieważ nie chciały być z dala od męża i ojca. Powiedzieli mu: „Jesteśmy rodziną i musimy zostać razem. Jeśli ty zostaniesz, my zostaniemy z tobą”.