KS. PRAŁ. ZBIGNIEW SUCHY: - Kontynuujemy na łamach „Niedzieli” nasze refleksje na temat synodu, który odbył się w Rzymie w dniach 7-28 października 2013 r., a dotyczył nowej ewangelizacji. Pod datą 8 października 2012 r. Ksiądz Arcybiskup zanotował trzy ważne aspekty związane z nową ewangelizacją. Czytamy tam, że drogą nowej ewangelizacji jest odnowienie naszej wiary, ale przy zachowaniu wierności tradycji Kościoła. Co oznacza to wskazanie?
Reklama
ABP JÓZEF MICHALIK: - Zauważamy dzisiaj bardzo wyraźną tendencję do separowania się nowych twórców od kultury chrześcijańskiej przeszłości - jest to podważanie jednego z fundamentów Europy, zwłaszcza dotyczących wizji świata, rozumienia człowieka i poczucia odpowiedzialności za rzeczywistość, w której żyjemy, fundamentów płynących z naszego chrześcijańskiego „wierzę”. Chrześcijaństwo opiera się na przesłaniu Jezusa, które zostało zapisane przez Ewangelistów, ale też przyjęte przez lud żyjący tą wiarą, przez tradycję. Wielka tradycja chrześcijańska zawiera także wielką dziejową mądrość i nabiera wyrazu właśnie w małych, ludzkich tradycjach, mających związek z tradycją ewangelijną - chociażby w przysłowiach ludowych, w sposobie zachowania, w reagowaniu na różne sytuacje. Przez wiele setek lat ludzie czerpali z tej mądrości i żyli w tak rozumianej kulturze. Dzisiejsze zerwanie z tradycją jest odejściem od wielkich doświadczeń tysiącleci. To nie jest rzecz bez znaczenia. Dla chrześcijan jest to punkt egzystencjalny, decydujący o naszym być albo nie być. Jeśli chrześcijaństwo odejdzie od tradycji, to odejdzie od Ewangelii, ponieważ to jest nierozłączne, jedno wyraża się i przedłuża w drugim. Warto korzystać z doświadczeń przeszłości.
- Czy mógłby Ksiądz Arcybiskup przytoczyć przykłady działań, w których dobra wola odnowienia przejawów wiary realizowana była przez zerwanie z tradycją Kościoła, a przez to nie przyniosła oczekiwanych owoców?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Stało się tak chociażby podczas reformacji chrześcijaństwa, ale w oderwaniu od tradycji, co przyniosło wiadome efekty niezwykłego rozbicia Kościołów reformowanych. Ostatnio doświadczyliśmy osłabienia dynamizmu ewangelizacyjnego w efekcie promowania przez niektórych, nawet wybitnych teologów, tzw. anonimowego chrześcijaństwa. Twierdzili oni, że do przekazu chrześcijańskiej wiary wystarczy świadectwo - zachowuję się tak, jak wierzę i daję przez to świadectwo wiary w Pana Boga i wierności Jego przykazaniom, ale nikomu nie mówię, jakie źródło ma moja postawa. Jest to błędna koncepcja, ponieważ człowiek nawiązuje kontakt z drugim człowiekiem właśnie przez słowo. Pan Jezus wyraźnie polecił nam: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody” (por. Mt 28, 19), domagając się tego, abyśmy dawali świadectwo naszej wiary nie tylko czynem, ale i słowem. Oczywiście, to słowo ma rodzić czyn, bo wiara bez uczynków jest martwa, ale przepowiadania pominąć nie można. Św. Paweł mówił: „Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? Jakże mogliby im głosić, jeśliby nie zostali posłani?” (por. Rz 10, 14b-15a). Myśmy zostali posłani - każdy chrześcijanin przez chrzest został posłany, aby głosić prawdę o nadziei zbawienia. Jakie by to było posłanie, jeśli rodzice nie przekazaliby dziecku wiary, nie uczyliby modlitwy, nie mówiliby o Bogu i o sposobie zachowania Bożego prawa? Głoszenie wielkiej prawdy o zbawieniu jest naszą piękną misją wobec świata. Papież Jan Paweł II wielokrotnie powtarzał, że Chrystusa nie można zatrzymać dla siebie, bo Jego wolą jest, abyśmy radość z wiary i nadzieję zbawienia przekazywali innym. Bóg jest Ojcem dla wszystkich. Dlatego tak ważna jest nasza pomoc innym na ich drodze odkrywania kontaktu z Bogiem, na drodze do zbawienia.
- Bardzo interesująca jest druga konstatacja Księdza Arcybiskupa: „wskazywać na nowe znaki wiarygodności”...
Reklama
- Jest ich wiele, chociażby właśnie wspomniana umiejętność włączania innych ludzi w życie wiarą. Chrześcijanin autentyczny nie jest egoistą, nie martwi się tylko o własne zbawienie, jest człowiekiem zatroskanym o chwałę Boga i o zbawienie drugiego człowieka. Jest to też efekt wierności tradycji, o czym już wspomnieliśmy, ale również tego domaga się właściwa antropologia, czyli spojrzenie na człowieka - kim jest, jaki jest cel jego życia i sposób jego realizacji. Ważną pomocą jest poprawna znajomość człowieka, jego wielkości, ale i słabości, a także chrześcijański optymizm, wyrażający się w nadziei zbawienia. W naszym zmaganiu z egoizmem, z grzechem nie jesteśmy sami. Wiarygodność naszego przesłania wyraża się w chrystocentryzmie, w świadomości, że Chrystus znajduje się w centrum naszego życia, że On jest centrum świata, że jest - jak nazywa Go Pismo Święte - „najpiękniejszym z synów ludzkich” (por. Ps 45, 3a), jest Tym, do którego zmierzała cała przeszłość i z którego wypływa przyszłość. Ważne jest pytanie, jak tego Chrystusa ukazujemy: czy tylko jako sędziego, czy też jako Tego, który dźwiga mój krzyż razem ze mną, który jest dla mnie prawdziwym przyjacielem, który karmi mnie prawdą, mądrością i łaską. Często zdarza się, że ludzie odchodzą od wiary, bo mają fałszywy obraz Boga.
Kolejnym znakiem wiarygodności wiary Kościoła powinna być poprawna eklezjologia. Prawdziwa cywilizacja europejska, i w ogóle cywilizacja jako taka, jest niemożliwa bez uwzględnienia w człowieku jego potrzeb duchowych, jego przeznaczenia i przyszłości po śmierci. Kościół chce dzisiaj przypomnieć o powszechnej zbawczej woli Boga i Kościoła. Powszechna zbawcza wola to uniwersalizm - nie ma ani jednego człowieka, który byłby wyłączony ze zbawczego Bożego planu. Kościół wszystkim głosi tę dobrą nowinę, nie zamyka dróg zbawienia, mówi, że nawet jeśli ludzie nie znają Ewangelii, ale żyją według tego, co im Bóg wpisał w serca, według prawa naturalnego, to też będą zbawieni. Kościół jest bardzo otwartym i niezazdrosnym stróżem prawdy zbawczej.
Wielkimi znakami wiarygodności Kościoła są współcześni męczennicy - tysiące ludzi zabijanych w różnych krajach świata za wyznawanie Chrystusa. Kościół ma dziś rzesze współczesnych świętych. Jesteśmy także obecnie świadkami wielkich nawróceń, tego, że ludzie odnajdują Chrystusa, wracają do Kościoła i stają się świadkami wiary.
Trzeba pamiętać, że najważniejszym autorem nowej i każdej ewangelizacji, czyli skutecznego przekazywania wiary, jest Duch Święty. Bóg jest współautorem tego, co się dzieje w sercu człowieka, jest pierwszym teologiem - jak mówiła Edyta Stein. On sam otwiera człowieka na prawdę o sobie. Celem ewangelizacji nie jest jedynie pozyskiwanie nowych wyznawców dla Kościoła katolickiego, ale pogłębienie wiary, wzrost Ciała Chrystusowego, wzrost znajomości prawdy, umocnienie nadziei zbawienia w konkretnym człowieku.
- „Włączać innych do przekazu przesłania Ewangelii Chrystusa w duchu radości i szczerej miłości” - myślę, że potrzebne jest uświadomienie sobie, że wiara nie tylko jest moją indywidualną relacją z Chrystusem, ale że chcemy włączać w tę przestrzeń i wspólnotę wiary innych ludzi. Jak Ksiądz Arcybiskup postrzega nurt takiej aktywności Kościoła?
- Jeśli wierzymy, że pierwszym ewangelizatorem i animatorem przekazu Ewangelii jest Bóg, to trzeba pozwolić Panu Bogu działać, czyli oddać się Jemu do dyspozycji i szukać innych, którzy będą chcieli uczynić to samo. Wtedy dzieło ewangelizacji będzie owocowało we właściwy sposób.
Często zwracamy uwagę, że nasza koncepcja obecności w Kościele jest zbyt pasywna. Jesteśmy zadowoleni, że mamy prawdę, mamy wiarę, jesteśmy na drodze zbawienia, znamy Chrystusa, wiemy, że mamy się wyspowiadać przed śmiercią, przyjąć ostatnie namaszczenie i Komunię św. i wiemy, że jeśli spełniamy te wymagania, mamy podstawy do nadziei zbawienia. Ale to wszystko za mało. Przyszły nowe czasy, wiele się zmieniło w nas i wokół nas i nawet nie zauważamy, jak osłabła nasza wiara, zaledwie tli się w kąciku sumienia i zaiskrzy raz do roku, a powinna płonąć w codziennym życiu. Dziś głośno wołamy, że niezbędne jest przejście od duszpasterstwa pasywnego do bardziej aktywnego, odnowienie koncepcji duszpasterstwa parafialnego, tzn. nastawienie na potrzebę nawracania siebie i innych, pomagania sobie wzajemnie w pogłębianiu kontaktu z Bogiem.
We współczesnych czasach szczególnie widoczne jest to, że apostazja, czyli zdrada Chrystusa, jest zdradą człowieka. Jeśli chce się prawdziwie służyć człowiekowi, trzeba wesprzeć go w budowaniu osobistej relacji z Chrystusem. Widzimy dziś rozkład świata, moralności, powszechny relatywizm, pękające formy współżycia ludzkiego. To przecież nie jest normalne, że zamiast sobie pomagać, ludzie zabijają się nawzajem, uznając siebie jednocześnie za sędziów i wykonawców wyroku. Grozi nam straszny dramat. Kiedyś sąsiad był przyjacielem, dzisiaj nauczyliśmy się podchodzić do sąsiada, do współpracownika z nieufnością. Ludzie będą coraz bardziej nieszczęśliwi, wystraszeni, zaniepokojeni, jeśli nie zrozumieją, że fundamenty, które Bóg wpisał w naszą drogę życiową, a które Chrystus przypomniał, zostały stworzone dla dobra człowieka. Potrzebna jest głębsza formacja osobista, autentyczna pokora, wspierająca pokonanie pokusy zaistnienia, „zabłyśnięcia”. Im bardziej człowiek staje się pokorny, ufa drugiemu człowiekowi, tym bliżej jest Chrystusa.
Do nowej ewangelizacji nie trzeba wcale wielkich technik czy nadzwyczajnych środków. Na synodzie przypomniano historię z 8 rozdziału Dziejów Apostolskich, w którym ukazany jest człowiek, szukający Bożej prawdy, który potrzebuje pomocy ze strony drugiego człowieka. I oto kiedy apostoł Filip wyjaśnia mu w prostych słowach Pismo i przekazuje Dobrą Nowinę, Etiopczyk prosi go o chrzest. Być z drugim człowiekiem - to jest nowe wskazanie, prosta a wielka zasada - być razem, a nie tylko obok, dzielić pytania, poszukiwania odpowiedzi, dzielić życie, weselić się z tymi, którzy się weselą, i płakać z tymi, którzy płaczą. Nasz styl życia jest ogromnie ważny.
Nasze programy duszpasterskie są niejednokrotnie formułowane tak, jakbyśmy żyli w kraju autentycznie i stuprocentowo chrześcijańskim, jakby w ostatnich dziesięcioleciach nic się nie zmieniło. Tymczasem ludzie, którzy kiedyś zostali ochrzczeni, dzisiaj często zachowują się i żyją jak poganie. Potrzebne jest im wsparcie w powrocie do wiary, żeby chrześcijanie żyli jak chrześcijanie, żeby nasz ochrzczony kraj był naprawdę krajem chrześcijańskim. Oczywiście to się nie wszystkim podoba - niektórzy zaraz będą podejrzewać, że chcemy coś narzucać siłą. Nie, my chcemy przemawiać siłą argumentu, siłą prawdy i łaski Bożej. Chcemy rozjaśniać perspektywy wiary w naszych szkołach, szpitalach, urzędach, miejscach pracy i w parlamencie. Jeżeli nie będziemy o to zabiegać, problemy, które tak boleśnie nas dotykają, będą się tylko nawarstwiać i pogłębiać. Chrześcijaństwo daje wielką perspektywę szczęśliwej wieczności, ale domaga się radykalnej wierności Panu Bogu w codziennych życiowych sprawach. Jeśli chcemy wypełnić zadania, które otrzymaliśmy na chrzcie świętym, każdy z nas powinien żyć pragnieniem świętości, uświadamiając sobie jednocześnie swoje słabości. Święci są najlepszymi, najskuteczniejszymi nauczycielami wiary w narodach, społecznościach i rodzinach.
We współczesnym świecie zauważamy niestety również bardzo wyraźne znaki niepokoju, np. zanik pamięci historycznej, chęć odcięcia się od przeszłości, która pozbawia nas mądrości płynącej z doświadczeń wielu pokoleń. Obserwujemy, jak w myślenie naszych rodaków wdziera się zimny, wszechobecny w mediach sekularyzm. Jawią się fałszywe oskarżenia wobec ludzi głoszących prawdę; widzimy wyraźne osłabienie demokracji, sprawowanie rządów przez pieniądz i panującą chwilowo modę, kreowaną przez tych, którzy chcą innymi, czyli nami, manipulować; żyjemy w świecie, w którym nieustannie atakuje się prawo naturalne, burzy się fundamentalne zasady moralne, w świecie, w którym nie przeżywa się grzechu i braku kontaktu z Bogiem jako czegoś niezwykle bolesnego i tragicznego. Dawniej, kiedy bliski nam człowiek odchodził od Boga, martwiliśmy się o niego, modliliśmy się i nieustannie zabiegaliśmy o to, żeby pokazać mu, co traci, na jak wielkie nieszczęście sam się naraża i z jak wspaniałej szansy dobrowolnie rezygnuje.
Dzisiejsza rzekoma tolerancja jest w zasadzie przyzwoleniem na wielkie ryzyko utraty największego dla człowieka dobra. Często tracimy kontakt z ludźmi, stawiając własne, subiektywne i najczęściej egoistyczne formalne ramy i zasady. Oczywiście, zasady są potrzebne, ale te obiektywne, uniwersalne, a przede wszystkim potrzebna jest miłość bliźniego, zrozumienie, że może ten konkretny człowiek nie jest w stanie w danym momencie wypełnić wszystkich stawianych mu wymagań i potrzebuje pomocy, wsparcia, życzliwości i braterskiej obecności.