Reklama

Jak Hania skonsolidowała rodzinę

Niedziela małopolska 13/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W piętrowym domu nieopodal łagiewnickiego sanktuarium mieszkają państwo Marta i Henryk Bejdowie, ich córeczki: Zosia i Hania oraz rodzice pani Marty - państwo Barbara i Aleksander Gołdowie. Są rodziną wielopokoleniową
- Nigdy nie planowaliśmy mieszkać z rodzicami - wspomina pani Marta. - Moja mama, podobnie jak jej mama, zawsze uważała, że dorosłe dzieci, gdy się już usamodzielnią, powinny mieszkać osobno. I tak początkowo było. Zamieszkaliśmy po ślubie najpierw w wynajętym, potem we własnym mieszkaniu. Dopiero, gdy urodziłam Hanię i gdy okazało się, że jest ona nieuleczalnie chora, pojawiła się myśl, żeby zamieszkać z rodzicami. Co ciekawe, w tym samym czasie na podobny pomysł wpadła mama - dodaje pani Marta.
W 2006 r. po raz pierwszy odwiedziłam dom państwa Bejdów, który kupili, sprzedając mieszkanie i biorąc kredyt. To było po wizycie Ojca Świętego Benedykta XVI w bazylice Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Rozmawialiśmy na temat niezwykłego wydarzenia, jakiego doświadczyli podczas spotkania chorych z Ojcem Świętym, który wychodząc ze świątyni, podszedł do ich córeczki i ją pobłogosławił. To wtedy poznałam historię choroby Hani, która po urodzeniu otrzymała 10 punktów w skali Apgar. W kilka tygodni później lekarze zdiagnozowali u dziewczynki zespół Aicardiego. Dziecko cierpi m.in. na padaczkę lekooporną, widzi - i to bardzo słabo - tylko na jedno oko, nie chodzi, nie siedzi, nie mówi. Rodzice z wielką miłością mówili o córeczce, o tym, jak szukali informacji na temat choroby i sposobów pomagania Hani. Wciąż pamiętam pana Henryka, który podczas rozmowy trzymał Hanię na rękach.
Na kolejne spotkanie z rodzicami Hani i Zosi szłam bardzo ciekawa, jak sobie radzą. Zastanawiałam się, czy można pogodzić pracę zawodową (pan Henryk jest dziennikarzem i pisarzem, jego książka „Nawróceni” ukazała się w 2008 r.; pani Marta pracuje jako informatyk) z wychowywaniem starszej córeczki, dziś uczennicy klasy II podstawówki, i pielęgnowaniem chorej Hani.

Reklama

Pomagają sobie i wspierają się

W piątkowe popołudnie zastałam panią Martę i jej męża w dziennym pokoju ich domu, po którym roznosił się zapach zupy grzybowej. Odniosłam wrażenie, że rodzina jest świetnie zorganizowanym małym przedsiębiorstwem, gdzie każdy wie, co, kiedy i gdzie ma zrobić. Pani Marta i pan Henryk dzielą się opieką nad Hanią, która wymaga opiekuna nawet gdy śpi. W nocy miewa ataki padaczki, często trzeba ją przewracać z boku na bok, a to jest szczególnie trudne, gdy ma się świadomość, że rano trzeba iść do pracy. Dzięki pomocy dziadków wszystko toczy się we właściwym rytmie. Wczesnym rankiem pani Marta wywozi specjalną windą (państwo Bejdowie zainstalowali ją dzięki środkom pozyskanym z przekazanego na ich konto 1% podatku na rzecz organizacji pożytku publicznego) śpiącą jeszcze Hanię do dziadków mieszkających na piętrze. Tam ma swoje łóżeczko i gdy się obudzi, oni karmią, myją, ubierają i czeszą wnuczkę, po czym dziadek zawozi ją do przedszkola. O tym wspieraniu rodziny córki pani Barbara Gołda pisze w artykule opublikowanym na łamach „Źródła” (3/2009): „Pomału wszystko się ułożyło, zmieniliśmy swoje życie. Z babci biegającej między pracą, znajomymi stałam się babcią domatorką - choć nie było łatwo. Straciłam trochę znajomych, ale za to zrozumiałam, co to znaczy prawdziwa przyjaźń i wsparcie. Zamieszkaliśmy z Martą, Henrykiem, Zosią i Hanią, aby im pomagać i wspierać ich na co dzień…”.
Późnym popołudniem, gdy wszyscy są w domu - gdy Zosia wróci ze szkoły, do której zaprowadza ją tata, a dziadek przywiezie Hanię z przedszkola, pani Marta i pan Henryk wrócą już z pracy - lubią przez chwilę pobyć razem. - Czasem oglądniemy wspólnie jakiś program telewizyjny, dziewczynki są z nami - opowiada pani Marta. - Po południu do Hani przychodzą rehabilitantka i masażystka, które w sypialni na specjalnym materacu pomagają na ile to możliwe usprawnić wiotkie ciało dziewczynki, skoordynować jej ruchy. - Oczywiście, mamy świadomość jej ograniczeń, tego, że ich nie przekroczymy - dodaje pan Henryk. - Na dziecko niepełnosprawne trzeba patrzeć realistycznie. Być może gdybyśmy więcej jeszcze ćwiczyli, jeszcze bardziej się starali, to Hania powiedziałaby kiedyś do nas „mama”, „tata”, ale czy z tego powodu byłaby szczęśliwsza? Dla nas bardziej liczy się wspólne szczęście, to, że jesteśmy razem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Zrozumieli, że Hania jest do kochania

Trochę czasu upłynęło, zanim państwo Bejdowie wypracowali taką postawę. - Pamiętam, jak odwiedziłem Martę w szpitalu - wspomina pan Henryk. - To było zaraz po tym, jak usłyszeliśmy diagnozę. Gdy stamtąd wracałem, całą drogę płakałem. Wstąpiłem do kościoła na Mszę św. Wciąż chciało mi się płakać, ale zabrakło łez… Wspominając kolejny okres ich życia, babcia Hani w cytowanym artykule pisze: „Któregoś dnia usłyszałam słowa zięcia do córki: (…): -Ty płaczesz nad swoim dotychczasowym, wygodnym życiem, bo Hania w swojej świadomości może nigdy nie wiedzieć, że istnieje coś więcej poza jej malutkim światkiem, a miłości, czułości, troski, dobrej opieki nie braknie jej nigdy. I stwierdził po prostu: - To jest Hania do kochania. Trzeba się tylko modlić, by nie cierpiała”.
Pani Marta przyznaje, że też miała początkowo dylemat. Wiele matek bowiem, które mają niepełnosprawne dzieci, zostaje z nimi w domu. - Mam taką zaprzyjaźnioną mamę - mówi pani Marta. - Gdy do niej dzwoniłam, słyszałam, jakie ćwiczenia robi z dzieckiem. I od razu miałam wyrzuty sumienia, że ja tak nie robię. Że przychodzę z pracy i na nic nie mam czasu. Że zamiast karmić Hanię łyżeczką, daję jej butelkę, bo czasami tak jest szybciej… - Rzeczywiście, miałaś na początku taką postawę - przyznaje pan Henryk. - Gdy brałem Hanię na ręce, gdy ją przytulałem, Ty zaczynałaś mnie strofować, że powinienem z nią ćwiczyć. A ja uważam, że od gimnastyki jest rehabilitant. Myślę, że są takie rodziny z chorym dzieckiem, gdzie wszyscy skupiają uwagę tylko na nim, starają się go za wszelką cenę usprawnić. My też staramy się o to, aby Hania pewien poziom sprawności uzyskała, ale czynimy to w taki sposób, aby rodzina nie ucierpiała. Bo zdarza się i tak, że małżeństwa właśnie z tego powodu się rozpadają, któraś ze stron nie wytrzymuje sytuacji. Jeżeli np. żona, matka cały czas zajmuje się dzieckiem chorym, zaniedbując pozostałe osoby, to jest to niezdrowa sytuacja.

Żyją zwyczajnie, nie narzekają

Rodzina Bejdów stara się żyć w taki sposób, aby starsza córeczka, Zosia, nie czuła się ograniczona faktem, że jej siostrzyczka jest bardzo chora. Rodzice dzielą czas między dziewczynki. Kochają je, przytulają i dają emocjonalne wsparcie. - U nas jest tak, że Zosia widzi, iż są też chwile, kiedy jesteśmy tylko dla niej - mówi pani Marta. - Teraz np. jadę z Hanią na turnus rehabilitacyjny, ale wcześniej, w czasie ferii byłam w górach tylko z Zosią. Staramy się również wyjeżdżać chociaż na tydzień wspólnych wakacji. Byliśmy w Czechach i wtedy Zosia zwiedzała z tatą zamki, a ja w tym czasie czekałam na nich z Hanią. A w ostatnie wakacje byliśmy nad morzem. Dzięki temu, że podpatrzyłam, jak mamy noszą niemowlęta w chustach, jestem w stanie w ten sposób przez kilka godzin mieć ze sobą Hanię, chociaż do lekkich nie należy - waży prawie 20 kg. Tak przywiązana do mnie - w chuście zwiedziła najwyższą latarnię morską w Świnoujściu czy też okręt podwodny. Oczywiście, są i ograniczenia, bo Hania musi o odpowiedniej godzinie zjeść przygotowany specjalnie dla niej posiłek, może w każdej chwili dostać ataku padaczki - w ciągu miesiąca jest i 20, i 30. Ale nauczyliśmy się z tym żyć. I nie narzekamy.
- Tak sobie myślę, że pojawienie się w naszej rodzinie Hani bardzo nas do siebie zbliżyło - podsumowuje rozmowę pan Henryk. - Skonsolidowało rodzinę. Wcześniej było różnie. Czasem się kłóciliśmy, byliśmy nastawieni do życia bardziej egoistycznie, każdy ciągnął w swoją stronę. A teraz każdy częściej niż swoje bierze pod uwagę dobro drugiej osoby. Hania otworzyła nas na siebie, na innych i jeszcze bardziej zbliżyła do Boga. Bo przecież dzięki Jego łasce jakoś nam się to życie układa.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Madonno z Puszczy, módl się za nami...

2024-05-01 20:29

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Karol Porwich/Niedziela

Początki kultu Madonny z Puszczy sięgają przełomu XVII i XVIII w. Wiadomo, że w pierwszej połowie XVII stulecia w świątyni znajdowało się 18 wotów oraz 6 nici korali.

Rozważanie 2

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: „Perły od królów, złoto od rycerzy” - królewskie atrybuty Patronki Polski

2024-05-02 09:59

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Maryja Królowa Polski

Karol Porwich/Niedziela

„Perły od królów, złoto od rycerzy”, tysiące brylantów i innych kamieni szlachetnych, a nawet meteoryty znalezione w różnych częściach świata czy ślubne obrączki, w tym ta wyrzucona z transportu do Auschwitz, to od wieków darami wyrażany hołd, Tej, która w naszej Ojczyźnie sławiona jest jako Królowa Polski i Polaków. Już w XV w. Jan Długosz nazwał Matkę Chrystusa czczoną w jasnogórskim obrazie cudami słynącym „najdostojniejszą Królową świata i naszą”. Wizerunek Jasnogórskiej Bogurodzicy od początku powstania częstochowskiego klasztoru uznany za niezwykły, otoczony został powszechnym kultem przez wiernych, ale i przez polskich królów. Wyrazem tego były także korony i niezwykłe szaty nakładane na obraz.

Zapowiedź zabiegania w Stolicy Apostolskiej o ustanowienie święta Królowej Polski - 3 maja można odczytać w ślubach króla Jana Kazimierza (1656), ale dopiero w Polsce niepodległej kroki takie podjęto i na prośbę polskiego Episkopatu Pius XI zatwierdził tę uroczystość dla całej Polski (1923). Dla Polaków jest Jasnogórski Obraz to jeden z najcenniejszych „narodowych skarbów", obok godła Orła Białego, dla wielu znak naszej tożsamości. Właśnie ze względu na jego obecność, rocznie do jasnogórskiego Sanktuarium przybywają miliony pielgrzymów.

CZYTAJ DALEJ

Piłkarski PP - triumf Wisły Kraków

2024-05-02 18:56

[ TEMATY ]

piłka nożna

Puchar Polski

PAP/Marcin Bielecki

Zawodnicy Wisły Kraków cieszą się z gola podczas finałowego meczu piłkarskiego Pucharu Polski z Pogonią Szczecin

Zawodnicy Wisły Kraków cieszą się z gola podczas finałowego meczu piłkarskiego Pucharu Polski z Pogonią Szczecin

Piłkarze Wisły Kraków po raz piąty w historii zdobyli Puchar Polski. W finale na PGE Narodowym w Warszawie pokonali Pogoń Szczecin 2:1 po dogrywce. Wcześniej "Biała Gwiazda" zdobyła to trofeum w latach 1926, 1967, 2002 i 2003.

Pogoń Szczecin - Wisła Kraków 1:2 po dogr. (1:1, 0:0).

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję