Reklama

Pamięci Juliusza Tarnowskiego

Tak wielką będzie Polska

Niedziela sandomierska 4/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Życie Juliusza Tarnowskiego nie da się opowiedzieć tak jak żywoty sławnych mężów dla wszystkich, bo życie jego było tylko piękną obietnicą, a jedynym czynem śmierć. Miałby on prawo do tego, aby o nim Polska wiedziała, bo dał jej najwyższy dowód miłości, jaki człowiek może dać, i w innych czasach nieobojętnie zapewne słuchano by o tym młodzieńcu hetmańskiego pochodzenia i ducha, który z bagnetem w ręku poszedł na śmierć na ochotnika, a za ofiarę młodości swojej, szczęścia i życia swojego nie miał nawet pociechy zwycięstwa” - pisał we wspomnieniach około 1865 r. o swoim bracie Juliuszu Stanisław Tarnowski, późniejszy prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes Akademii Umiejętności. Juliusz Tarnowski miał zaledwie 22 lata, gdy na polu bitwy w czasie powstania styczniowego oddał swoje życie za Ojczyznę.

Z hetmańskiego rodu

Pochodził ze znakomitego rodu, w którym cechy rodowe i obywatelskie bywały dziedziczne. Ród bohaterów Tarnowskich otwiera jego protoplasta Spicymir, który za usługi wojenne oddane królowi Łokietkowi dostał nadania rozległych obszarów nad Dunajcem, gdzie założył miasto Tarnów (1330) i zbudował dwa warowne zamki w Tarnowie i Melsztynie - jego syn Jan odziedziczył Melsztyn, a Rafał - Tarnów, który swe posiadłości poszerzył o posiadłości w ziemi sandomierskiej - znajdowały się one do końca II wojny światowej w rękach Tarnowskich w Dzikowie. Należy też pamiętać, że Tarnowscy służyli Ojczyźnie przez wieki na polu nauki, gospodarki i polityki.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Łączył dobroć serca i zalety umysłu

Juliusz, najmłodszy spośród pięciorga dzieci, syn Jana Tarnowskiego i Gabrieli z Małachowskich, urodził się 26 grudnia, na św. Szczepana 1840 r. w Dzikowie nad Wisłą (obecnie dzielnica Tarnobrzega). Imię dostał na cześć poległego w powstaniu listopadowym ukochanego brata swojej matki. Wcześnie stracił ojca, może dlatego pociągało go towarzystwo osób w wieku dojrzałym. Miał wielki dar zjednywania sobie sympatii starszych i przyjaźni u znacznie dojrzalszych wiekiem kolegów. „Żywy, dowcipny, niewyczerpany w konceptach, choć jeszcze był chłopięciem, ożywiał całe towarzystwo. Bez niego Dzików stawał się smutny; Julka nie było, nie było prawdziwej zabawy. Wszystko, co robił, świadczyło o jego zręczności; na koniu siedział, jakby przyrósł do niego; strzelał celnie, tańczył z gracją i niezmordowanie - ale obok tych, łatwo było odkryć w nim cenniejsze zalety umysłu i serca”- wspominał pisarz Lucjan Siemieński w książce „Dwaj Juliusze”.

Reklama

Miłość matki przynosiła piękne owoce

Usposobienie miał buntownicze, ale czuła opieka matki, jej mądre i głębokie nauki, trafiające wprost do serca, miały istotny wpływ na właściwe kształtowanie się jego charakteru, o czym świadczą zachowane listy matki do Juliusza, gdy odbywał naukę w krakowskim gimnazjum, zakończoną maturą w 1858 r., potem studia na Uniwersytecie Jagiellońskim i uniwersytecie w Wiedniu, czy w słynnej szkole rolniczej w Hohenheim. Pisała ona: „Nie zatrzyj niczem dziecko moje jej (młodości - przyp. redakcji) nieskazitelności; przechowaj nietknięty skarb uczuć swoich dla towarzyszki życia, która ci się odpłaci świętą miłością, służącą za podstawę świątobliwym pokoleniom”. Gdy przypadkowo dowiedziała się, że tonął w Wiśle, napominała: „Nie omieszkaj wypłacić się z długu wdzięczności, aby cię później w jakim niebezpieczeństwie opieka Matki Boskiej nie zawiodła, moje kochane dziecko. Jej miłosierdziu dzień i noc polecam całą twoją przyszłość i «rzeczne kąpiele», które o mało że nie pochłonęły jednego z największych skarbów mego życia”.

Zbawienne rady

Matka z miłością udzielała Juliuszowi nauk, jak ma zachować wiarę i łaskę u Boga, szacunek własny i dobrą sławę u ludzi, zalecała takie praktyki religijne, jak post czy spowiedź, przestrzegała przed marnowaniem czasu na czytanie „baśni”, kazała ze studenckich dochodów co miesiąc odłożyć pewną sumę dla ubogich i nie zaciągać długów. Nieraz zdarzało się, że pod jego wpływem lekkomyślni koledzy stawali się bardziej obowiązkowi i odpowiedzialni. Juliusz przygarniał do siebie tych, których inni odpychali. Do wielkich jego zalet towarzyskich należała dyskrecja i wierność w przyjaźni. Żywy i porywczy, umiał w sytuacjach trudnych i w przeciwnościach wykazać się cierpliwością, łagodnością.

Reklama

Wierność obowiązkom

Przeznaczony przez rodziców na spadkobiercę rodzinnych dóbr, potrafił zrezygnować z życia w wielkiej stolicy i, aby sprostać prowadzeniu majątku ziemskiego, wyjechał do znanej niemieckiej szkoły rolniczej w Hohenheim niedaleko Stutgartu. Nie znalazł miejsca w przepełnionym studentami instytucie, musiał zadowolić się zimną izdebką na wsi, złym żywieniem. W pracy, osamotnieniu, w różnych przeciwnościach dojrzewał moralnie, gdy doszła go wiadomość o śmierci matki. Wyjechał czym prędzej do Dzikowa i tam, choć trawiony głębokim bólem, pocieszał swoich najbliższych i okazywał im wiele czułości. Po trzech tygodniach powrócił do Hohenheimu, by ukończyć studia, a następnie wybrał się w podróż do Włoch, z zamiarem powrotu do Paryża. Piękno zabytków, dzieł sztuki koiły jego cierpienia, lecz w Neapolu wyczytał w jakimś dzienniku wiadomość o zdarzeniach warszawskich - nocnej brance, ucieczce młodzieży w lasy, oporze zbrojnym przeciw Moskalom, natychmiast zadecydował o powrocie do ojczyzny. Gdy w grupie młodzieży, z którą Juliusz był najbardziej zaprzyjaźniony, powstała myśl o sformowaniu oddziału, „złożonego nie z jakiejś zbieraniny, niedotrzymującej kroku za pierwszym wystrzałem”, lecz hufcem dowodzonym przez osobę z wypróbowaną odwagą i znajomością sztuki wojskowej, który ruszyłby z pomocą na teren Królestwa, postanowił wziąć udział w powstaniu.

Przygotowania do walki

Wiosną wspomniana wyżej grupa młodzieży, złożona w większości z młodzieży ziemiańskiej, zajęła się wyszukiwaniem podoficerów i zaciąganiem żołnierzy, którzy mogliby stawiać opór choć parę tygodni. Termin wyprawy powstańczej ustalono na 20 czerwca 1863 r. Do przejścia granicy wyznaczono okolicę Szczucina z powodu niskiego tam stanu Wisły. Juliusz w rodzinnym Dzikowie zajmował się ujeżdżaniem koni, umundurowaniem i uzbrojeniem, ćwiczył ochotników, nie dając poznać po sobie, że obawia się, iż wyprawa skończy się niewolą lub śmiercią żołnierzy, że choćby nieprzyjaciel doznał porażki, to sukces dwóch niewielkich oddziałów nie zdoła ocalić sprawy powstańczej. Tuż przed wyruszeniem wojska na wyprawę, w tajemnicy przed rodziną, jeździł Juliusz do pobliskiej wsi, do pewnego kapłana, by się wyspowiadać. Odwiedził wszystkich krewnych, znajomych, by się z nimi pożegnać, choć nie chciał, by jego żegnali, napisał też krótki testament. Kapelan zamkowy w Dzikowie dokonał w klasztorze Ojców Dominikanów zaprzysiężenia uczestników wyprawy.

Wyprawa i śmierć na polu chwały

Nocą, z 19 na 20 czerwca ochotnicy zaczęli ściągać na punkt zborny w Chorzelowie, gdzie sformowano powstańczą kawalerię, a oficerom rozdano nominacje. W pobliskich Gałuszkach zebrało się 30 ochotników, na ogół miejscowych rzemieślników. Całe wojsko składało się z ok. 700 ludzi. Oddział Jordana, którego Juliusz został adiutantem, wraz z grupą doborowej młodzieży zw. złotą legią przekroczył 20 czerwca Wisłę, kierując się w stronę wsi Komorów. Drugi oddział podczas przeprawy przez rzekę został zaatakowany i rozbity przez Rosjan. Doszło do wymiany ognia między Rosjanami, którzy zajęli Komorów, a oddziałem Jordana. Krwawy bój przeciągał się; większość ochotników nie umiała obchodzić się z bronią. Z obawy przed nadejściem nowych posiłków rosyjskich Juliusz Tarnowski jako ochotnik postanowił zaatakować Rosjan na bagnety. Padł trafiony kulą w czoło, prowadząc żołnierzy do walki; zginęli pozostali atakujący, a oddział został zmuszony do odwrotu.
„Chcieliśmy się bić; nie dla honoru, nie dla chwały, której wiele nie można się było spodziewać, ale dlatego, żeby się bić z Moskalem za Polskę. To było uczucie górujące” - pisał Stanisław, brat Juliusza, wyjaśniając motywy udziału młodzieży polskiej w powstaniu styczniowym. „Bo lepiej nam jest zginąć na wojnie, niżeli patrzeć na niewolę narodu naszego… Lecz ja duszę i ciało moje dawam za prawa ojczyste, wzywając Boga, aby co rychlej narodowi naszemu miłościwym był” - głosi napis wyryty na epitafium poświęconemu pamięci Juliusza Tarnowskiego w kościele dominikańskim pw. Matki Boskiej Różańcowej w Tarnobrzegu, ufundowanym przez ród Tarnowskich, w którym spoczywa bohater z Dzikowa.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wy jesteście przyjaciółmi moimi

2024-04-26 13:42

Niedziela Ogólnopolska 18/2024, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

o. Waldemar Pastusiak

Adobe Stock

Trwamy wciąż w radości paschalnej powoli zbliżając się do uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Chcemy otworzyć nasze serca na Jego działanie. Zarówno teksty z Dziejów Apostolskich, jak i cuda czynione przez posługę Apostołów budują nas świadectwem pierwszych chrześcijan. W pochylaniu się nad tajemnicą wiary ważnym, a właściwie najważniejszym wyznacznikiem naszej relacji z Bogiem jest nic innego jak tylko miłość. Ona nadaje żywotność i autentyczność naszej wierze. O niej także przypominają dzisiejsze czytania. Miłość nie tylko odnosi się do naszej relacji z Bogiem, ale promieniuje także na drugiego człowieka. Wśród wielu czynników, którymi próbujemy „mierzyć” czyjąś wiarę, czy chrześcijaństwo, miłość pozostaje jedynym „wskaźnikiem”. Brak miłości do drugiego człowieka oznacza brak znajomości przez nas Boga. Trudne to nasze chrześcijaństwo, kiedy musimy kochać bliźniego swego. „Musimy” determinuje nas tak długo, jak długo pozostajemy w niedojrzałej miłości do Boga. Może pamiętamy słowa wypowiedziane przez kard. Stefana Wyszyńskiego o komunistach: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. To nic innego jak niezwykła relacja z Bogiem, która pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na drugiego człowieka. W miłości, zarówno tej ludzkiej, jak i tej Bożej, obowiązują zasady; tymi danymi od Boga są, oczywiście, przykazania. Pytanie: czy kochasz Boga?, jest takim samym pytaniem jak to: czy przestrzegasz Bożych przykazań? Jeśli je zachowujesz – trwasz w miłości Boga. W parze z miłością „idzie” radość. Radość, która promieniuje z naszej twarzy, wyraża obecność Boga. Kiedy spotykamy człowieka radosnego, mamy nadzieję, że jego wnętrze jest pełne życzliwości i dobroci. I gdy zapytalibyśmy go, czy radość, uśmiech i miłość to jest chrześcijaństwo, to w odpowiedzi usłyszelibyśmy: tak. Pełna życzliwości miłość w codziennej relacji z ludźmi jest uobecnianiem samego Boga. Ostatecznym dopełnieniem Dekalogu jest nasza wzajemna miłość. Wiemy o tym, bo kiedy przygotowywaliśmy się do I Komunii św., uczyliśmy się przykazania miłości. Może nawet katecheta powiedział, że choćbyśmy o wszystkim zapomnieli, zawsze ma pozostać miłość – ta do Boga i ta do drugiego człowieka. Przypomniał o tym również św. Paweł Apostoł w Liście do Koryntian: „Trwają te trzy: wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś największa jest miłość”(por. 13, 13).

CZYTAJ DALEJ

Tragiczny stan mentalności Polaków w odniesieniu do alkoholu - komentarz bp. Tadeusza Bronakowskiego

2024-05-06 14:26

[ TEMATY ]

alkohol

bp Bronakowski

Adobe Stock

Stan mentalności Polaków w odniesieniu do alkoholu jest tragiczny - stwierdza bp Tadeusz Bronakowski. W komentarzu dla KAI przewodniczący Zespołu ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych krytykuje samorządy za nie korzystanie z narzędzi umożliwiających ograniczenia w nocnym handlu alkoholem. Odnosi się też do policyjnego bilansu majówki na polskich drogach. - Obudźmy się wreszcie jako naród i popatrzmy na sprawę trzeźwości jako na polską rację stanu - apeluje biskup.

Bp Bronakowski wskazuje na brak konsekwencji oraz nierespektowanie wyników badań naukowych dotyczących uzależnień, zwłaszcza alkoholowych. Apeluje także: “Przeznaczajmy pieniądze na to, co nas wzmacnia i rozwija, a nie na alkohol - środek psychoaktywny, który niszczy nasze rodziny, zdrowie, pomyślność, który tak często zabija”.

CZYTAJ DALEJ

Papież przyjął prezydenta Albanii

2024-05-06 13:18

[ TEMATY ]

papież Franciszek

Grzegorz Gałązka

W dniu dzisiejszym Ojciec Święty przyjął na audiencji Jego Ekscelencję Pana Bajrama Begaja, prezydenta Republiki Albanii, który następnie spotkał się z Jego Eminencją Kardynałem Sekretarzem Stanu Pietro Parolinem, któremu towarzyszył Jego Ekscelencja arcybiskup Paul Richard Gallagher, Sekretarz ds. relacji z państwami i organizacjami międzynarodowymi - poinformowało Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej.

„Podczas serdecznych rozmów, które odbyły się w Sekretariacie Stanu, wyrażono uznanie dla pozytywnych stosunków dwustronnych, a także wspomniano o niektórych otwartych kwestiach w stosunkach między Kościołem a państwem. Następnie zwrócono uwagę na drogę Albanii do członkostwa w Unii Europejskiej oraz na różne kwestie międzynarodowe, ze szczególnym uwzględnieniem regionu Bałkanów Zachodnich oraz konfliktów na Bliskim Wschodzie i Ukrainie” -czytamy w watykańskim komunikacie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję