Początek roku dla zadłużonych szpitali publicznych zaczął się fatalnie. Jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość, że werdykt Trybunału Konstytucyjnego zdejmuje z nich ochronę przed komornikami. Trybunał orzekł, że przepis kodeksu cywilnego, ograniczający egzekucję długów do 25% wierzytelności, narusza swobodę działalności gospodarczej i jest niezgodny z konstytucją. Jeśli szpitale mają długi i nie zawarły ugody z wierzycielami, grozi im zajęcie kont i całego majątku wraz z aparaturą ratującą życie.
Niedawno telewizja pokazywała dramatyczną walkę o przetrwanie Kliniki Hematologii Dziecięcej Szpitala Akademickiego we Wrocławiu, której komornik zajął na kontach pieniądze przekazane przez Narodowy Fundusz Zdrowia na leczenie pacjentów. Cała Polska rzuciła się na pomoc, dzięki czemu zebrano na bieżące wydatki 2, 5 mln zł. Ale to kropla w morzu potrzeb, bo szpital we Wrocławiu jest zadłużony na 300 mln zł. Zaniepokojony tragicznym położeniem niektórych szpitali prymas Józef Glemp zaapelował do wiernych o wsparcie. Stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem jest wpłacanie pieniędzy bezpośrednio na konto Caritas Archidiecezji Warszawskiej.
Rząd w szybkim tempie przyjął program pomocy dla najbardziej zagrożonych publicznych placówek. Ma być realizowany w latach 2007-2009 i obejmie kluczowe dla ochrony zdrowia szpitale. W ciągu trzech lat przeznaczy się na jego realizację 750 mln zł. Ale w tym roku pomoc w sumie 150 mln zł otrzyma tylko 11 szpitali akademickich, na 130 placówek zagrożonych upadłością w skali całego kraju. Wśród tych, które otrzymają „wędkę”, znalazł się m.in. Centralny Szpital Kliniczny przy ul. Banacha w Warszawie. Jednak na 44 szpitale w województwie mazowieckim zadłużonych jest połowa. Długi ma nie tylko szpital na Banacha, ale na też na Lindleya, Szpital Czerniakowski, szpitale dziecięce na Niekłańskiej i Litewskiej, Centrum Zdrowia Dziecka i Centrum Onkologii. Rzecznik prasowy Mazowieckiego Oddziału NFZ Jerzy Serafin mówi, że część szpitali nie ujawnia publicznie długów, by nie osłabić swojej pozycji w postępowaniu układowym z wierzycielami i w środowisku pacjentów, gdyż za pacjentami idą pieniądze z NFZ. O skali zadłużenia wie tylko dyrektor szpitala i organy założycielskie placówek. W przypadku Warszawy organów właścicielskich jest aż siedem! Są szpitale, nad którymi pieczę sprawuje Ministerstwo Zdrowia, Ministerstwo Obrony Narodowej, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, ponadto są szpitale wojewódzkie, powiatowe, miejskie i gminne. Rozproszenie paraliżuje skuteczny nadzór właścicielski i jest jedną z przyczyn niekontrolowanego powstawania długów. Utrudnia zdobycie informacji i możliwość skoordynowania systemu lecznictwa. Religa zaatakowany za brak sprecyzowania przejrzystych kryteriów w przyznawaniu tegorocznej pomocy oznajmił, że resort kierował się faktem, iż szpitale kliniczne wykonują takie operacje wysokospecjalistyczne, których nie podejmują się lekarze innych placówek. Stanowią ponadto naukowe zaplecze praktyk studentów medycyny. Obecnie szpitale publiczne są zadłużone, zdaniem Religi, na 4 mld zł, według szacunków wicepremier i ministra finansów Zyty Gilowskiej - z odsetkami na 6 mld zł. Premier Jarosław Kaczyński oświadczył, że nie widzi możliwości radykalnego podniesienia nakładów na ochronę zdrowia. „Przypominam, że w latach 2007-2009 ta suma została podniesiona o dodatkowe 20 mld zł. To granica możliwości finansowych państwa” - stwierdził premier, zapowiadając, że nie będzie prostego oddłużenia.
Min. Religa
Minister Zbigniew Religa chce pomóc szpitalom poprzez stworzenie systemu umożliwiającego zamianę długów krótkoterminowych na długoterminowe, z płatnością rozłożoną nawet na 20 lat. Narzędziem byłaby np. emisja obligacji poręczanych w przypadku jednostek samorządu przez samorządy lokalne, a w przypadku klinik i szpitali resortowych - przez Skarb Państwa. - Część szpitali upadnie - mówi Religa. - Ale jeśli upadną, upadną na własne życzenie - dodaje.
(ad)
Pomóż w rozwoju naszego portalu