Reklama

Świat

Życie za 30 groszy

W Kenii zainicjowała akcję „Adopcja na odległość”. W Tanzanii pracowała wśród biednych i głodnych. W czasie pandemii pomagała w rzymskich łaźniach dla biedaków. Z jedną z najbardziej znanych polskich misjonarek, s. Alicją Kaszczuk, orionistką, rozmawia Krzysztof Tadej.

Niedziela Ogólnopolska 28/2021, str. 48-49

[ TEMATY ]

świadectwo

Klaudia Kurowska

Jak coś trzeba zrobić, to nie zastanawiam się, czy mam siłę. Mówię „amen” i idę do przodu – mówi s. Alicja

Jak coś trzeba zrobić, to nie zastanawiam się, czy mam
siłę. Mówię „amen” i idę do przodu – mówi s. Alicja

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Krzysztof Tadej: Przyjechała Siostra do Polski tylko na chwilę?

S. Alicja Kaszczuk: Wkrótce wracam na misję do Kenii. I czekam na lot na Filipiny. Ze względu na pandemię teraz jest to niemożliwe.

Na Filipiny?

Do slumsów na obrzeżach Manili. Matka generalna prosiła, żebym pojechała do naszych sióstr na kilka miesięcy. Mam im pomagać i podzielić się doświadczeniami z Afryki. Na Filipinach nasze zgromadzenie jest od 17 lat. Mamy tam dużo powołań. Kandydatki zgłaszają się z wielu azjatyckich krajów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Rozpocznie Siostra kolejne akcje charytatywne?

Oczywiście. Pierwszym zadaniem jest jednak głoszenie Ewangelii, dopiero później pomoc charytatywna. Nie chodzi o to, żeby działać tak jak organizacje pomocowe czy fundacje. Każdego dnia mamy pokazywać miłość Boga. Mamy reprezentować Jego, a nie siebie. Jesteśmy powołane, by kochać. Czy jest coś większego i ważniejszego na tym świecie?

Na Filipinach siostry troszczą się o najuboższych. Pomagają chorym, cierpiącym, niewidomym. Nie brakuje jednak kłopotów. Przed pandemią nasze zgromadzenie miało tam cztery placówki. W ostatnim czasie dwie z nich zostały zamknięte. Teraz powołamy nowe i otworzymy szpital.

Kilka lat temu opowiadała siostra o dramatycznej sytuacji biednych w Kenii. Czy coś się zmieniło?

Myślę, że jest trudniej. Pandemia zubożyła ludzi. W ubiegłym roku wprowadzono zakaz przemieszczania się i wychodzenia z domów. Dla biednych był to dramat. Mieszkają przecież w ciasnych lepiankach. To zaledwie kilka złączonych patyków, trochę gliny, na dole klepisko i kamienie, na których gotuje się jedzenie. Czy można sobie wyobrazić, że ktoś z takiej lepianki nie wyjdzie przez wiele dni? Poza tym biedni utrzymują się z pracy dorywczej. Pracują na czyichś polach, a po całym dniu dostają trochę fasoli, ryżu. Bez tego nie przeżyją. Po wprowadzeniu zakazu od razu pojawił się paniczny strach. Ludzie bali się, że umrą z głodu.

Reklama

Można przyzwyczaić się do takiej biedy?

Nie, nigdy. Jeśli wchodzę do jakiejś lepianki, słyszę pisk i widzę malutkie dziecko, po którym chodzą mrówki i zjadają je żywcem, to nigdy się do tego nie przyzwyczaję.

Co stało się z tym dzieckiem?

Zaczęłam je ratować. Wielkie mrówki zrobiły sobie już korytarze na ciele malutkiej dziewczynki i je wyjadały. Widziałam, jak mrówki wychodziły z każdego miejsca – z uszu, z nosa. Oczyściłam ciało. Wieczorem przyszedł ojciec dziecka. Rozpłakał się. Tłumaczył, że codziennie wychodzi do pracy, żeby dostać miskę ryżu dla dziecka i siebie. Jak rano wychodził z lepianki, było ciemno. Kiedy wracał, była noc. Nie było światła. Nie zauważył, że mrówki zrobiły sobie kopiec na dziecku. Niestety, nie udało się jej uratować. Leki nie pomogły. Dziecko umarło spokojnie, wśród kochających je ludzi.

Teraz buduje Siostra ośrodek dla niepełnosprawnych dzieci...

To inicjatywa polskiej Fundacji Siewców. Pomagają jej setki ludzi dobrej woli. Współpracuje przy tym dziele również Fundacja Boże Atelier. Trwa budowa, ale ludzie już zostawiają dzieci.

To znaczy...

Przychodzą, chcą położyć dziecko i odejść. Tłumaczymy, że ośrodek dopiero jest budowany. A jak powstanie, nie będzie szpitalem. Nie będzie w nim opieki całodobowej. Zapewnimy transport do ośrodka, opiekę w ciągu dnia, a wieczorem dziecko powinno wrócić do rodziny.

Obok tej inicjatywy istnieje akcja „Adopcja na odległość”, w której każdy może pomóc najbiedniejszym dzieciom.

Akcją objętych jest 1700 dzieci. W Polsce organizujemy ją przy udziale Fundacji Księdza Orione Czyńmy Dobro. Opłacamy edukację, ubezpieczenie zdrowotne, ubranie, wycieczki i jeden posiłek w szkole. Często okazuje się, że to jedyny posiłek dzieci w ciągu dnia. W okresie pandemii, gdy szkoły były zamknięte, siostry jeździły z żywnością i środkami czystości nie tylko do uczniów, ale również do ich rodziców i rodzeństwa. Mówię: siostry, a nie ja, bo przez koronawirusa przez kilka miesięcy nie mogłam tego robić.

Reklama

Zachorowała Siostra?

Nie. Przed pandemią wyjechałem do Rzymu na zebranie sióstr naszego zgromadzenia z wszystkich kontynentów. Pojechałam „na chwilę”, z małym plecakiem. I zostałam... 7 miesięcy! Wybuchła pandemia. Nie mogłam wrócić. Odwołano loty, zamknięto granice. Koszmar.

Jak wyglądało życie Siostry w Rzymie?

Na początku nie można było opuszczać domu. Później napisałam do papieskiego jałmużnika, kard. Konrada Krajewskiego, że chciałabym pomagać biednym. Jedna z naszych sióstr służyła przy prysznicach dla ubogich w Watykanie. Ze względu na stan zdrowia nie mogła już tego robić. Zaproponowałam, że ją zastąpię. I tak się stało.

Poznała wówczas Siostra kard. Krajewskiego. Jaki jest na co dzień?

Autentyczny. Jak mówi, tak czyni. Kocha biednych. I jest bardzo konkretny. Z nami, czyli osobami, które mu pomagały, nie rozmawiał zbyt często. Nie było rozczulania się. Pytał, czy czegoś brakuje, czy jest mydło, czy mamy inne środki czystości, czy wszystko w porządku. I tyle. Ale jak szedł do biura, to z każdym bezdomnym porozmawiał. Podobało mi się to, że strzygł się razem z bezdomnymi. U nas jeden z nich ścinał włosy. Ustawiała się kolejka. Wśród nich kard. Krajewski. Jak został ostrzyżony, otrzepał się i poszedł dalej.

Czego Siostrę nauczył ten okres pobytu w Rzymie?

Pokory. Dowiedziałam się o sobie, że nie jestem ani taka wspaniała, ani cudowna, jak nieraz opowiadają ludzie.

Reklama

To znaczy?

Kiedy pierwszy raz miałam pomagać przy prysznicach, to niemal tam biegłam. Z ogromnym entuzjazmem, że będę służyła ubogim. I wtedy, przed placem św. Piotra, pod filarami zobaczyłam śpiącego w kartonie człowieka. Był Rumunem, był chory. Leżał w ogromnym brudzie, w barłogu. Pierwszego dnia podniosłam go, oczyściłam. A w kolejnych dniach widziałam, jak bardzo jest pijany, i czułam, jak cuchnie, bo załatwiał się pod siebie. Odruchowo omijałam miejsce, gdzie leżał. Mówiłam do siebie, że przecież się spieszę, że muszę być punktualnie o godz. 7 rano przy prysznicach, żeby przygotować herbatę, rozłożyć kanapki i ciasto dla biednych. Omijałam go i nie stać mnie było na tak wymagającą miłość. Ale miałam też ogromne wyrzuty sumienia. I kiedyś ten człowiek pojawił się przy prysznicach. Chciałam mu nieba uchylić, dałam mu wszystko, co mogłam, do kąpieli. Jak wychodził, spytałam, jak sobie radzi. Powiedział: „Wiesz, jest taki anioł, który mi pomaga. To siostra zakonna, która co noc przychodzi i karmi mnie, przebiera, zmienia pampersy”. Po kilku dniach przyjechał mój brat i wieczorem poszliśmy na plac św. Piotra. Zobaczyłam tę siostrę, jak pomaga temu panu leżącemu w kartonach. O tej siostrze nikt nie mówi, nikt nie pisze. A to przecież prawdziwy anioł. To było najmocniejsze doświadczenie z całego mojego pobytu w Rzymie.

Wróciła Siostra do Kenii i....

Zobaczyłam dramat głodu, ale i wielką dobroć. Zgłosili się do naszej misji nauczyciele ze szkoły, która znajduje się ok. 12 km od naszej misji. Prosili o pomoc dla dzieci, które głodowały. Było tak źle, że nauczyciele za własne pieniądze kupowali fasolę i kukurydzę, żeby każde dziecko dostało coś do jedzenia. Sami niewiele zarabiali, ale postanowili ratować dzieci od śmierci. Pytałam ich, jakie są koszty tej pomocy. Okazało się, że koszt garstki kukurydzy czy fasoli dla jednego dziecka to 30 gr. Tyle kosztuje ta minimalna pomoc, która pozwala nie umrzeć z głodu. Teraz jest lepiej. Wiele dzieci włączyliśmy do projektu „Adopcja na odległość”. Dzięki pomocy przede wszystkim Polaków dzieci mogą normalnie funkcjonować...

...i dzięki Siostrze.

To wszystko jest od Boga. On jest wielki! Jak coś trzeba zrobić, jak jest jakieś zadanie, to nie zastanawiam się, czy mam siłę, żeby to zrobić. Nie analizuję, czy dam radę. Mówię „amen” i idę do przodu. Wiem, że to On da mi siłę i mnie poniesie. Czy Matka Boża w momencie, kiedy pojawił się anioł i było zwiastowanie, analizowała szczegóły? Zgodziła się z wolą Boga. Wypowiedziała Magnificat: „Wielbi dusza moja Pana” i szła przez życie dalej.

2021-07-05 19:34

Ocena: +16 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Światowe Dni Młodzieży w Panamie

Niedziela szczecińsko-kamieńska 9/2019, str. VI

[ TEMATY ]

świadectwo

ŚDM w Panamie

Archiwum uczestników

14 stycznia 2019 r. wraz z grupą młodzieży archidiecezji szczecińskokamieńskiej, ks. Mariuszem Wencławkiem SDB, ks. Marcinem Szczodrym i s. Bożeną Salij FMA wyruszyliśmy w podróż na Światowe Dni Młodzieży do Panamy. Odbywały się one pod hasłem: ,,Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa”

Światowe Dni Młodzieży w Panamie poprzedzone były dniami w diecezjach. Udaliśmy się zatem do Chitré, do parafii św. Teresy od Jezusa, by duchowo przygotować się do tak wielkiego wydarzenia, jakim było spotkanie z papieżem Franciszkiem. Po przyjeździe zostaliśmy mile powitani brawami, okrzykami i śpiewem przez tamtejszych gospodarzy, którzy zaprosili nas na nocleg do swoich domów i dbali o nas, by niczego nam nie brakowało. W programie były codzienne Msze św., adoracja Najświętszego Sakramentu, poranne animacje wraz ze śpiewem, tańcami i słowem Bożym, Różaniec św., wspólne przejście na stadion, gdzie odbyły się zajęcia rekreacyjne, m.in. gra w piłkę nożną, a także nauka tańców. Wieczorami odbywały się przedstawienia, wieczory narodowe, dzięki którym poznawaliśmy kulturę innych krajów. Również i Polska zaprezentowała swój taniec, jakim był polonez.

CZYTAJ DALEJ

Msza Krzyżma. W Chrystusie wzrastamy i przynosimy owoce

2024-03-28 13:30

Archikatedra lubelska

Kapłani są namaszczeni i posłani, aby głosić Chrystusa i dawać świadectwo Ewangelii słowem i życiem - powiedział abp Stanisław Budzik.

CZYTAJ DALEJ

Ojciec Pio tajemnice Męki Pańskiej nie tylko kontemplował, ale jej ślady nosił na ciele

2024-03-28 23:15

[ TEMATY ]

Droga Krzyżowa

św. o. Pio

Wydawnictwo Serafin

O. Pio

O. Pio

Mistycy wynagrodzenia za grzechy są powołani do wzięcia w milczeniu grzechów i cierpienia świata na siebie, w zjednoczeniu z Jezusem z Getsemani. Rzeczywiście, Ojciec Pio tajemnice Męki Pańskiej nie tylko kontemplował i boleśnie przeżywał, ale jej ślady nosił na własnym ciele, aby w zjednoczeniu ze swoim Boskim Mistrzem współdziałać w wynagradzaniu za ludzkie grzechy. Jako czciciel Męki Pańskiej chciał, aby i inni korzystali z jego dobrodziejstwa.

„Misterium miłości. Droga krzyżowa z Ojcem Pio” to rozważania drogi krzyżowej, które proponuje nam br. Błażej Strzechmiński OFMCap - znawca życia i duchowości Ojca Pio. Rozważania każdej ze stacji przeplatane są z fragmentami pism Stygmatyka. Książka wydana jest w niewielkiej, poręcznej formie i zawiera także miejsce na własne notatki, co doskonale nadaje się do osobistej kontemplacji Drogi krzyżowej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję