Nie padły żadne nazwiska, nikt nie został wyróżniony. Taki wstęp doskonale współgrał z kolejnymi zdaniami na temat „adwentu ludzkiego życia” i oczekiwania na Boże Narodzenie. Poczułam się jak na rekolekcjach adwentowych, nie zaś na oficjalnym rozpoczęciu posługi przez nowego metropolitę warszawskiego w archikatedrze św. Jana. I piszę to w pozytywnym sensie, bo nie zawsze musi być „z pompą”, wystarczy jak jest ewangelicznie, zwyczajnie, jak w tym przypadku. To czasami przemawia mocniej.
Reklama
Z pewnością, to nowy styl rozpoczęcia takiej posługi. Dało się jednak odczuć, że nie była to gra pozorów. Abp Galbas, był autentyczny w tym, co mówił, jak się zachowywał. Nie grał, był sobą. W takim duchu było zresztą całe kazanie nowego arcybiskupa. Zwrócę uwagę tylko na wybrane aspekty: podkreślał, że nie jest politykiem, tylko duszpasterzem, który chce umacniać w wierze wierzących, ale też przyjąć tych, którzy z Kościołem nie wiążą już żadnych nadziei, którzy czują się skrzywdzeni i wykluczeni. To ważna deklaracja, zwłaszcza w kontekście trudnych problemów współczesności, a także wobec słabej duchowej kondycji Kościoła Warszawskiego, który jest bardzo „szczupły”, większości mieszkańców stolicy i okolic bowiem, w tym Kościele już nie ma. Tym bardziej trafnie abp Galbas przyznał, że chce podążać drogą swego poprzednika kardynała Kazimierza Nycza, którzy łączył ludzi i budował mosty pomiędzy nimi. Ucieszyłam się też, że osobno arcybiskup wspomniał prymasa Józefa Glempa (chociaż przyznam, że początkowo się zdenerwowałam, gdy w rzędzie poprzedników go zabrakło, abp Galbas wymieniał ich, kończąc na prymasie Wyszyńskim; uspokoiłam się, gdy kard. Glemp został wspomniany w osobnym zdaniu, a więc niejako wyróżniony -w końcu poświęcił Kościołowi Warszawskiemu prawie trzydzieści lat swojego życia, przeprowadzając go przez trudne momenty dziejów!). Dodatkowy punkt dla abpa Galbasa!
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Znamienne było też odwołanie do pierwszej encykliki św. Jana Pawła II i przywołanie najbardziej chyba znanych słów Papieża Polaka: „Człowiek jest drogą Kościoła”. To także wyraźny znak obranej drogi. Podobnie, jak stwierdzenie, że Kościół „ma być jak ogień przynoszący ciepło, zapalający miłością Chrystusa świat”, że ma to być „Kościół różnych prędkości” dla tych, którzy w nim tkwią, i dla tych dla których jest on „tylko sąsiadem”. Już teraz widać, że naczelnym zadaniem metropolity będzie po prostu nowa ewangelizacja.
Reklama
Mocno wybrzmiały też słowa, że „Kościół nie jest dla nikogo wrogiem. Nie jest rakiem, złośliwą naroślą na tkance współczesnego społeczeństwa. Kościół nie jest draniem, cwaniakiem, kłamcą…”. Tego typu deklaracje jasno wyznaczają wizję i program duszpasterski arcybiskupa, który w oryginalny sposób podkreślał, że pragnie współpracować z władzami samorządowymi i państwowymi – wymieniając nie nazwiska poszczególnych osób, tylko ulice Warszawy, przy których znajdują się główne urzędy, siedziba prezydenta, Sejmu czy rządu. Symbolicznego znaczenia nabiera też fakt, że abp Galbas kanonicznie archidiecezję warszawską objął w tzw. czarnym gabinecie w Domu Arcybiskupów Warszawskich, czyli w pomieszczeniu, które pamięta ważne momenty historii – to tam prymas Wyszyński poinformował ks. Karola Wojtyłę, że zostanie biskupem. Ciągłość historyczna jest zatem wyraźnie widoczna. To także istotny znak prowadzenia ludzi do zbawienia nowymi metodami duszpasterskimi, ale z wyraźnym odniesieniem do tradycji, do więzi pokoleń.
Nie mogę jeszcze na koniec nie wspomnieć, że mocno ścisnęło mi się serce, gdy widziałam ogromnie wzruszonego, żeby nie powiedzieć płaczącego księdza kardynała Nycza – w momencie, gdy na początku mszy świętej najstarszy biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej Piotr Jarecki podziękował mu za prowadzenie Kościoła Warszawskiego i życzył radosnego przeżywania „senioralnego etapu posługi biskupa”. Był to trudny moment. Ale takie jest prawo dziejów, taka jest misja Kościoła: ona trwa i jest przekazywana z pokolenia na pokolenie kolejnym pasterzom.
Cóż jeszcze dodać? Może tylko to, że po ingresie arcybiskupa Adriana Galbasa mogę ze spokojem sumienia powiedzieć, że wreszcie przekonałam się do nowego metropolity. A było mi trudno – z racji sentymentalnych - jestem świadkiem kolejnej mijającej epoki w moim Kościele Warszawskim: pamiętam całe urzędowanie kardynała Glempa, a potem posługę kardynała Kazimierza Nycza, z którym mogłam współpracować przez ostatnie 18 lat.